Friday, July 31, 2015

Olejkownia


Mój narzucony samej sobie zakaz kupowania nowych kosmetyków spowodował, że sięgnęłam do mojego zaplecza kosmetykowego i wreszcie zaczęłam wykańczać co mam. A miałam dużo, oooj dużo. Część kosmetyków nie przeżyła moich wiecznych przeprowadzek, część poleciała z moją mamą z powrotem do Polski, zasilając liczne szeregi kosmetykowych żołnierzy u niej. Czyli pewnie się kurzą.

Tak czy siak, ponownie odkryłam i prawie wykończyłam ten olejek. Prawdę powiedziawszy to wcale go nie chciałam. Poszłam do Tj Maxxa w celu kupienia olejka w sprayu. Niestety takiego olejka co to by był naturalny, w sprayu i jeszcze z w miarę niekosmiczną ceną nie było, więc ze zrezygnowaniem wybrałam ten. Wybrałam, wypróbowałam i odstawiłam na półkę. (A dokładniej to do pudła z kosmetykami, bo akurat ani na półce. ani w szafce ani nigdzie indziej miejsca już na niego nie było )

Na szczęście olejek wygrzebałam i ponownie zaczęłam używać. Muszę powiedzieć, że kilka rzeczy mnie w nim zauroczyło. Po pierwsze zapach. Czasami olejki potrafią doprowadzić mnie do szału swoim zapachem, ale temu się udało tego nie zrobić. Po drugie, olejek... no wiadomo, jest oleisty, w związku z czym klejący  , ale ten przynajmniej nie jest ciężki. Niestety olejek ma też wady i jedną z głównych jego wad jest dość słab,y jak na tego typu kosmetyk, skład:


Działanie jak i przy innych olejkach - jeśli jesteś zmotywowana do regularnego używania, to zapewne działa cuda Smiley Ogólnie dobrze mi się go używało i zapewne kupiłabym ponownie, a za często nie mogę się poszczycić kupowaniem tych samych kosmetyków ;) Jest więc solidny komplement w stronę kosmetyku.

Zalety:
+ zapach
+ konsystencja
+ kosmetyk całkowicie wegański
+ po prostu przyjemny w użyciu

Wady:
- skład
- cena: kupiłam go w TJ Maxxie, ale normalna cena to prawie $18, a to jest naprawdę niemało za taką pojemność i w życiu bym za niego tyle nie dała

Monday, July 27, 2015

Korektor Bare Minerals


Małe osiągnięcia też powinno się świętować, prawda? A jak dla mnie osiągnięcie denka kosmetyku to wciąż jednak jest niemały wyczyn. Dlatego też chętnie się pochwalę ;) 

Tak tak, korektora używałam tak długo aż nie mogłam nic z niego już wydłubać ;) Bare Minerals, a właściwie obecnie Bare Escentuals, bo podobno się przemianowali na Escentuals (tylko, cholerka wie czemu, wciąż mają napis Bare Minerals na opakowaniach) jest firmą na liście Pety oznaczoną jako firma cruelty - free. Niestety należą oni do Shiseido (które niestety nie może się poszczycić byciem firmą ok). 

Oczywiście najchętniej kupuję firmy, które w ogóle nie wzbogacają kieszeni testujących koncernów, ale w ciągu ostatnich kilku miesięcy było dość trudne. Po pierwsze, takie miałam zamieszanie w robocie, że zazwyczaj wpadałam do drogerii z rozwichrzonym włosem i mordem w oczach i targając ze sobą znudzonego do granic możliwości szofera aka mojego małżonka Smiley Dlatego też potrzebowałam czegoś CF szybko i bezboleśnie ;) Po drugie, coraz więcej z moich ulubionych firm zaczęło albo spadać z listy Pety albo zaczęły być wokół nich niejasności (Urban Decay, Stila, Korres, Smashbox, Bare Minerals, Lorac). Na szczęście część z firm wycofało się ze sprzedaży na rynku chińskim (Urban Decay, Korres), część wróciło na listę nietestującej listy Pety (Smashbox!), a część wreszcie zaczęła wyczerpująco odpisywać na maile (Lorac). Może więc będzie mi łatwiej znów kupić coś bez tygodniowej nagonki na internecie i bez morderczych spojrzeń ze strony mojego lubego (przecież te wszystkie tubki i kolory wyglądają zupełnie tak samo!) Smiley

Bare Minerals jest jakościowo i cenowo mniej więcej na tym samym poziomie co Urban Decay, Smashbox, Too Faced, Tarte i kiedyś Stila. (Obecnie Stila przeniosła się na listę kosmetyków testowanych na zwierzętach, więc ja Stilii także mówię do widzenia.) Kupiłam go w zimie, kiedy potrzebowałam w miarę treściwego korektora pod oczy. Wszystkie korektory, które kupuję, kupuję w celu maskowanie obwódek pod oczami i zazwyczaj nie używam ich na przebarwienia ani wypryski. Ogólnie oceniam go jako dobry, ale nieidealny, zwłaszcza przy wzięciu uwagi jego ceny. Bardzo niewiele różnił się od korektora Tarte, którego używałam przed tym. 

Zalety:
+ trwały
+ bardzo dobrze kryje
+ dobrze się rozprowadza
+ super wydajny (ale czy wszystkie korektory nie są wydajne?), wystarczy naprawdę odrobina

Wady:
- jeśli użyje się go za dużo, to może osadzać się w fałdkach skóry
- konsystencja jest dość treściwa, więc najlepiej używać go po użyciu kremu pod oczy

Generalnie polecam, acz prawdpodobnie swoim KWC bym go nie nazwała. 

Thursday, June 4, 2015

Bardzo problematyczne dłonie - KONIEC Z PROBLEMEM!

Dzisiejsza notka będzie o czymś, co niestety prawdopodobnie nie jest przyjazne zwierzętom. Niestety. Wielu z Was zostawiło dla mnie komentarz, przyznając, że Wy też borykacie się z problemem pękających, bolących dłoni. Dlatego też czuję się zobowiązana donieść Wam, że ja się z problemem uporałam.

Po latach zmagań, po miesiącach męczenia się, przy kolejnej wizycie w Polsce w końcu wybrałam się jeszcze raz do mojego ulubionego, najbardziej na świecie zaufanego dermatologa. Poprzednim razem przyszłam do niego z małym pęknięciem, tym razem z wielką, niegojącą sie raną w kilku miejscach. Dzięki temu, że moje palce były aż w tak złym stanie, lekarz tylko na mnie popatrzył i powiedział: już wiem, co to jest, ale na wszelki wypadek zrobimy testy alergiczne. Musimy mieć pewność. Testy, jak lekarz podejrzewał, wskazały na brak alergii. W związku z czym lekarz zawyrokował: dziedziczna alergia kontaktowa (to już wiedziałam i tak), po czym wyjaśnił ten typ: w wyniku podrażnienia, organizm (skóra) produkuje coraz więcej komórek naskórka, który się jednak nie ściera na czas. Skóra w tym miejscu traci elastyczność i w efekcie zaczyna pękać. Nie da się pobyć reakcji alergicznej, ale... można jej zapobiegać. Eureka!

Nie chciałam pisać o tym na blogu, póki nie byłam pewna, ze tym razem ta terapia naprawdę pomogla, ale rok juz minął.....


Tak więc mogę już szczerze powiedzieć: Pomoglo!
Jeśli uważnie przyjrzycie się mojemu kciukowi, to zauważycie, że skóra nadal jest sucha i widać, że odrobinę się łuszczy. Bez używania mojej maści to miejsce wkrótce zaczęło by znów pękać.

Jak już kilku z Was wspominalo, problemy na rękach to rzeczywiście jest alergia kontaktowa. Wszystkie wymienione przez Was specifiki pomagają odrobinę w łagodzeniu objawów, ale im niestety nie zapobiegają. Żadne, poza specyfikiem przepisanym przez mojego dermatologa. Jedyna rzecz, która całkowicie eliminuje pęknięcia jest - uwaga uwaga - chemiczne złuszczanie nadmiaru naskórka. Musi to nastapic przy użyciu odpowiedniego preparatu - NIE peelingiem albo pumeksem, bo to tylko bardziej podrażni skórę! Niestety, specyfik, który mi polecono jest lekiem, w związku z czym z pewnoscią był on testowany na zwierzętach. Gdybym mogła to bym go nie użyła. ale... nic innego mi niestety nie pomaga :( W tym przypadku muszę zrobić wyjątek... Chyba sami rozumiecie.

Oto wyżej wymieniony specyfik:



Z tego, co wiem, można go kupić w aptekach bez recepty. Mam nadzieję, że pomoże i Wam! Dajcie znać :)

Friday, January 16, 2015

Kosmetyczny top wszechczasów, czyli Urban Decay Naked 3

Jak już wspomniałam wcześniej, skupienie się na używaniu kosmetyków zamiast ich kupowaniu przez ponad rok ma pewne zalety. Na przykład taką, że wreszcie można naprawdę zauważyć, po które kosmetyki sięgamy non stop, po które sięgamy od czasu do czasu, a po które wcale.

Dla przykładu, przez cały rok używałam głównie 6 produktów: korektora pod oczy, podkładu, bazy pod cienie, kredki do oczu, tuszu do rzęs oraz cieni w jednej palecie kosmetycznej. Czasami, jeśli miałam taką ochotę, używałam szminki. Wybranie 'odpowiedniej' pomadki było nierzadko najbardziej stresującą częścią poranka, ponieważ nigdy nie mogłam się zdecydować, która szminka będzie najlepsza (tylko co to za różnica tak właściwie?). Oczywiście pomijam tu podstawowe produkty higieniczne jak mydło czy szampon, ale na opisywanie tych produktów, których używam, przyjdzie czas kiedy indziej.

Dlatego dość łatwo mi jednoznacznie określić, że paleta Urban Decay Naked 3 była najczęściej sięganym przeze mnie kosmetykiem roku 2014. Był to zeszłoroczny prezent gwiazdkowy od mojej mamy i używałam go, jeśli nie codziennie, to co 2gi dzień.


Jak dla mnie ta paleta nie ma prawie żadnych wad. Prawie, ponieważ jedną z rzeczy, która u UD kuleje to zawsze są cienie z drobinkami brokatu, które lubią się osypywać. Jest to coś, co zauważyłam we wszystkich paletach UD, a testowałam ich kilka. Druga to taka, że UD należy teraz do testującego koncernu L'Oreal i nie każdy uważa ich za firmę CF. Ja generalnie nie wiem co mam dokładnie o nich myśleć, jako że UD jest wciąż na liście Pety. No poza tym posiadam w tym momencie mnóstwo kosmetyków UD, głównie z czasów kiedy ta firma była całkowicie przyjazna zwierzętom i ich produktów na pewno się teraz nie pozbędę.

Zalety:
+ paletka ma piękne, fantastycznie komponujące się ze sobą kolory,
+ jest to paleta z ciepłymi odcieniami róży, brązu i złocieni ;), która jest idealna dla osób dobrze wyglądających w ciepłych kolorach,
+ zawiera 12 dość dużych cieni oraz dwustronny pędzelek,
+ paleta ma dość lusterko,
+ opakowanie jest bardzo mocne i zabezpiecza produkty w środku, dlatego też łatwo z nią podróżować,
+ konsystencja cieni jest naprawdę fantastyczna,
+ cienie bardzo łatwo się mieszają, rozcierają i zlewają ze sobą, ale pozostają bardzo długo na powiece, a z bazą - są nie do zdarcia. Moja kuzynka, której kiedyś zrobiłam makijaż na bazie UD i cieniami UD poszła w makijażu na imprezę do rana a rano wyglądała jakbym dopiero co ją pomalowała, Nie muszę mówić, że morduje mnie od roku, żeby jej kupić bazę UD? ;)
+ kolory są nasycone i łatwo z nimi pracować,
+ paleta zawiera cienie matowe, jak i połykujące,
+ ilość cieni daję duże pole do popisu i wypróbowywania różnych makijaży, zarówno dziennych jak i wieczorowych,
+ cena w USA jest bardziej niż przyzwoita i zazwyczaj przed Świętami można ją kupić z dodatkowym, 20% rabatem.

Paleta pozwala mi na wykonanie makijaży bardziej profesjonalnych do pracy, gdzie mocny makijaż nie jest za bardzo wskazany (obecnie pracuję ze studentami) oraz na wyjścia po pracy, za co bardzo ją cenię. Zrobienie makijażu rano zajmuje mi parę minut i zawsze mogę liczyć, że będę wyglądać mniej więcej tak, jak chciałam. 

Sunday, January 4, 2015

Jak oszczędzić na kosmetykach, a zawsze dobrze wyglądać i być zadbaną?

No więc jak to tak naprawdę było z tym niekupowaniem kosmetyków? Myślę, że mój post mógł być trochę źle zrozumiany. To nie jest tak, że jednego dnia wstałam i postanowiłam zostać minimalistką i przestać kupować kosmetyki. Zacznijmy od tego, że ja nie jestem w ogóle minimalistką. Oczywiście nie zaprzeczę, że rok niekupowania kosmetyków nauczył mnie dość sporo i także spowodował, że powoli zaczęłam interesować się ideą minimalizmu, ale nie znaczy to, że jestem obecnie minimalistką. Rok niekupowania kosmetyków nie wynikał z niczego innego niż z potrzeby zużycia moich zapasów i chęci ograniczenia nieposkromionego wydawania pięniędzy. Nie oznacza to także, że w tym roku nie dostałam nowych kosmetyków, ponieważ prawda jest taka, że im mniej kupowałam, tym więcej kosmetyków dostawałam jako prezenty urodzinowe, świąteczne, rocznicowe itp. Przykład na zdjęciu:



No ale rok zużywania wszystkiego, co mam w szafkach, nauczył mnie kilku rzeczy o sobie, o kosmetykach, a także o branży kosmetycznej.

1. Droższy kosmetyk nie zawsze równa się lepszemu kosmetykowi. Istnieje ogromna różnica pomiędzy kosmetykami z wyższej półki, a kosmetykami, które naprawdę są lepsze. Jeśli coś Ci naprawdę służy, używaj tego. Jeśli tylko myślisz, że coś "powinno" Ci służyć, bo jest drogie... to się zastanów co Tobą kieruje. Na pewnym blogu ostatnio przeczytałam, że przed kolejnym bezmyślnym zakupem powinniśmy zawsze zadać sobie pytanie: co ja tak naprawdę próbuję kupić? Zazwyczaj staramy się kupić obietnicę wiecznej młodości. Co tak naprawdę próbuje sprzedać nam kolejna modelka, która reklamuje szampon pólnaga, ale w szpilkach? Obietnicę sukcesu, obietnicę bycia atrakcyjną i pożądaną.

Reklamy działają na nas podświadomie w sposób, o którym nie mamy pojęcia. Zanim kupisz kolejny super drogi szampon, krem pod oczy czy super anty-zmarszczkowy krem, zadaj sobie pytanie co tak naprawdę starasz się kupić? Czy gdyby podszedł do Ciebie jakiś magik i powiedział, że sprzeda Ci magiczny krem za 5tys zł, który spowoduje, że będziesz wyglądać 10 lat młodziej, to byś go kupiła? Prawdopodnie nie, bo podświadomie wszyscy wiemy, że nie można odwrócić procesu starzenia się i geny mają prawdopodobnie znacznie więcej mocy decydującej, o tym, jak będziemy wyglądać w wieku 60 lat, niż niż nowy ekskluzywny krem. No chyba że jesteśmy gotowi poddać się operacji plastycznej. Tylko jeśli tak to dlaczego jesteśmy skłonni wydać te 5 tys zł na przestrzeni 5 lat, ciągle kupując odmładzające kremy? Podlicz ile byś zaoszczędziła, gdybyś przestała kupować kosmetyki poza absolutne minimum. Podliczyłaś? Jesteś w szoku jak i ja byłam?

Wiele osób mówi, że nasza Biochemia Urody sprzedaje kosmetyki z lepszymi składami niż wiele bardzo drogich kremów z wyższej półki, a jednak ludzie wciąż przepłacają za kremy, bo dają się nabrać na prosty trik. Ludzie płacą za złudę luksusu w ładnym opakowaniu. Wydaje nam się, że taka ułuda luksusu kupi nam status społeczny, prestiż i szacunek innych. Po necie ostatnio chodzi takie bardzo sławne powiedzenie Willa Rogersa: "Too many people spend money they haven't earned, to buy things they don't want, to impress people they don't like" (Zbyt wielu ludzi wydaje pieniądze, których nie zarobili, na rzeczy, których nie chcą, żeby zaimponować ludziom, których nawet nie lubią). Jesteś pewna, że Ciebie to nie dotyczy? Ani trochę? Nie starasz się pokazać eks-chłopakowi co stracił, zrywając? Ani koleżance z liceum, która nie uważała, że jesteś cool? Na pewno nigdy nie przyszło Ci to do głowy?

2. Przyjrzyj się sobie i zadaj sobie pytanie które z produków kosmetycznych tak naprawdę powodują, że czujesz się pewniej siebie. Naprawdę potrzebujesz rozświetlacza pod łuk brwiowy? Jesteś pewna, że niebieski cień do powiek sprawia, że wyglądasz lepiej? Jasne, że fiolet ma sprawiać, że zielone oczy są bardziej podkreślone, ale czy na pewno TY dobrze w nim wyglądasz?
Przyjrzyj się sobie. Gdybyś miała wybrać 5 najważniejszych kosmetyków, to co byś wybrała? Bez czego czułabyś się nieswojo? Dla mnie najważniejszymi kosmetykami są zdecydowanie (kolejność nieprzypadkowa): 1) korektor pod oczy, 2) tusz do rzęs, 3) podkład, 4) kredka do oczu bądź ciemny cień, 5) neutralny, niepołyskujący cień. Jeśli mogłabym dodać jeszcze coś, to z pewnością wybrałabym bazę pod cienie. Mogę żyć bez rozświetlaczy, bronzerów, pudrów, drogich perfum, różyków, maseczek do twarzy, peelingów, kremów do stóp. kremów do skórek, zalotek, cieni do brwi, żeli do brwi, lakierów do paznokci a nade wszystko nie wiem po co w ogóle mam błyszczyki do ust, skoro w ogóle ich nie używam!

Znajdź te kosmetyki, które naprawdę sprawiają, że czujesz się lepiej i zainwestuj w nie kosztem niekupowania tych, bez których naprawdę możesz się obyć. Przestań słuchać koleżanek, reklam, pań sprzedających, blogów. Skup się na sobie, w końcu kosmetyki kupujesz po to, żeby czuć się lepiej. Lubisz mocniej podkreślone oczy? Zainwesuj w nieosypujący się cień albo dobrą kredkę do oczu oraz tusz. Kup porzadny, nieuczulający i najlepiej mineralny podkład do twarzy. Powiedziałam mineralny, ponieważ one się nie przeterminowują, ale wybór w końcu powinien należeć do Ciebie.

3. Wymieniaj się kosmetykami z koleżankami, kupuj kosmetyki na spółkę, zamiast kupować kosmetyki, o których jakości nie masz pojęcia, sprawdź czy ktoś znajomy ich nie ma i czy nie pozwoliłby Ci spróbować. Oddaj rzeczy, których nie używasz osobom, których nie stać na ich kupienie albo wymień się z innymi.

4. Zawsze pamiętaj, że jeśli coś nie pasuje innej osobie, to nie znaczy, że nie będzie pasować Tobie. Każdy z nas jest inny. Zamiast się zniechęcać do kosmetyku, bo nie lubi go siostra, zapytaj czy mogłabyś sama go przetestować. Jeśli też go nie lubisz, podaj dalej. W ten sposób znacznie mniej rzeczy się zmarnuje (środowisko kochani, wszystko, co zostało wyprodukowane, zużyło jakieś zasoby naturalne) a w przyszłości może ktoś inny oszczędzi Ci pieniądze.

5. Zastanów się które z produktów kosmetycznych naprawdę poprawiają Ci humor albo samopoczucie, które naprawdę potrzebujesz, a które to zwykły marketingowy gadżet. Ja, dla przykładu, oddałam ostatnio 4 różne opakowania tzw. solid perfum - perfumy w kremie. Nigdy ich tak naprawdę nie używałam... po prostu podobała mi się sama idea takich perfum oraz ich opakowanie!

6. Niektóre kosmetyki można zużyć do innych rzeczy. Np. stare balsamy do ust używam na popękane w zimie ręce, a niezbyt udane kosmetyki do włosów typu szampon czy odżywka używam zamiast pianki do golenia. Dla mnie różnicy nie ma, a jeszcze raz, staram się by nic się nie marnowało.

7. Sporo produktów chemii gospodarczej może być zastąpione zwykłymi, tańszymi produktami do czyszczenia jak ocet winny i soda oczyszczona. (Przykład: uzbieraj skórki od pomarańczy i wrzuć je do czystego słoika. Zalej zwykłym octem, tak, by przykrył skórki i zostaw na parę tygodni, ok.4. Po tym czasie będziesz mieć super efektywny i ładnie pachnący środek do czyszczenia kuchni i łazienek. Spróbuj! Ocet jest niezastąpiony!) Zaoszczędzone pieniądze możesz dorzucić do funduszu na kosmetyk. Jeśli wciąż nie stać Cię ma kupienie sobie kosmetyków, które naptawdę chciałabyś mieć i byś używała na co dzień, poproś męża/koleżanki z pracy/rodzinę o dołożenie Ci pieniędzy na gwiazdkę. Lepiej mieć 5 dobrych sensownych kosmetyków niż drobne prezenty od ludzi miejących dobre intencje. 5 zł tu, 5 zł tam i byłby fajny kosmetyk.

8. Osobom, których naprawdę nie stać za bardzo na kupowanie kosmetyków radzę śledzić na bieżąco blogi urodowe, Na wielu blogach można znaleźć rozdania i losowania kosmetyków. W końcu się uda coś wygrać :)

Jeśli masz manię kupowania kosmetyków " z ciekawości", polecam zaprzestanie kupowania nowych kosmetyków na jakiś czas albo do czasu gdy zużyjesz, co masz. Jest to bardzo otwierające oczy doświadzczenie i wbrew temu, co się wydaje, może być początkiem reflekcji i innych, ważniejszych zmian życiu. 

Monday, December 29, 2014

Zainteresowałam/łem się tematem produktów nietestowanych na zwierzętach. Tylko co dalej?


Czasami spotykam się z ludźmi, którzy co prawda chcieliby bardziej wgłębić się w temat używania kosmetyków nietestowanych na zwierzętach, ale nie wiedzą gdzie zacząć albo się boją. Niepotrzebnie. Przejście na kosmetyki nietestowane na zwierzętach nie jest jakąś super trudną życiową decyzją. Wydaje mi się, że w internecie i nie tylko rozpowszechniły się pewne mity dotyczące ludzi, którzy używają tylko kosmetyków nietestowanych na zwierzętach. Chciałabym tutaj wspomnieć o paru z nich:

Mit 1: Jeśli chcę używać kosmetyków niestowanych na zwierzętach, to muszę od razu przestać używać czegokolwiek czego używałam od lat, a na to to ja nie jestem przygotowana/y.

Prawda jest taka, że każdy ma różne potrzeby i inną osobowość. Niektórzy faktycznie czują, że powinni przestać używać jakichkolwiek kosmetyków bądź innych produktów testowanych na zwierzętach, łącznie z pozbyciem się z domu wszystkiego, co już zostało kupione i jest używane. ale kto powiedział, że każdy musi to zrobić? Dla niektórych pozbycie się kosmetyków to marnotrawstwo, dla innych potrzeba duszy. Każdy z nas jest inny i każdy potrzebuje podejść do tego tematu indywidualnie. Nikt nie mówi, że trzeba też od razu rezygnować z produktów, które używało się od lat. Może Ty akurat potrzebujesz czasu, żeby znaleźć swoje nietestowane perełki. Jeśli tak, daj sobie czas. Zacznij się po prostu rozglądać za alternatywami i firmami, których do tej pory nie wzięłaś pod uwagę.

Mit 2: Nie ma sensu, żebym przestał/a używać produkty testowane na zwierzętach jeśli i tak jem mięso.

Hmm, no nie wiem. Znam sporo niewegetarian, którzy używają tylko kosmetyków nietestowanych na zwierzętach i nie widzę w tym żadnego problemu. Oczywiście, znaczna część ludzi używanych kosmetyków cruelty - free jest wegetarianami i weganami, ale to nie znaczy, że każdy jest gotowy tak drastycznie zmienić swoje życie. Nie wiem czemu często nam się wydaje, że najlepsze jest podejście wszystko albo nic. To trochę tak jakby mówić, że bez sensu jest schudnąć 5 kilo skoro mamy do schudnięcia 15. A może 5 kilo akurat zmieni nasze podejście do samej/go siebie i te kolejne 10 już nie będzie miało znaczenia. A może jednak chcemy schudnąć całe 15, ale musimy zrobić to mniejszymi krokami. Gdzieś trzeba zacząć.

Mit 3: Szukanie marek nietestujących na zwierzętach zajmuje mnóstwo czasu.

Szukanie marek nietestujących na zwierzętach zajmuje tyle czasu, ile na to poświęcimy i ani minuty dłużej. To jest naprawdę takie proste. Wystarczy wejść na internet i znaleźć 4 firmy, które nie testują i po kłopocie. Oczywiście można też śledzić blogi, nowości kosmetyczne oraz wymieniać informacje ze znajomymi, ale nikt przecież nie zdecyduje za nas, ile czasu musimy na takie rzeczy poświęcić!

Mit 4: Używanie kosmetyków nietestowanych na zwierzętach jest bez sensu, jeśli używa się środków czystości, które są na zwierzętach testowane. 

Trochę rozumiem ten argument, ponieważ dość długo się z nim borykałam. Jest jednak fenomenalne rozwiązanie tego dylematu: prawie wszystkie środki czystości można zastąpić naturalnymi produktami czyszczącymi jak ocet, soda oczyszczona, cytryna, olej i inne takie. Google zawiera setki przepisów na niezawodne środki czystości. Niedawno natknęłam się na przepis jak zrobić pomarańczowy magiczny środek czyszczący do łazienek ze skórek pomarańczy, octu oraz wody. Dzięki takim rozwiązaniom można oszczędzić pieniądze, używać mniej chemikaliów i być bardziej przyjaznym środowisku.

Mit 5: Jeśli przejdę na kosmetyki i produkty nietestowane, to będę musiał/a wszystkim o tym mówić i ich przekabacić na moją stronę. Nikt mnie nie zrozumie. 

Przejście na kosmetyki nietestowane na zwierzętach nie oznacza nic poza przejściem na kosmetyki nietestowane na zwierzętach. Oznacza to głównie to, że w Twojej kosmetyczce będzie inna marka tuszu do rzęs, a na półce będzie stało inne mydło. I tyle, nic poza tym. To naprawdę nie jest jakaś drastyczna zmiana stylu życia. No przynajmniej dla nas nie jest, bo dla zwierzęcia być może... Ale chodzi o to, że jeśli nie chcesz z nikim na ten temat rozmawiać, to nie musisz. Ja rzadko na ten temat rozmawiam. Owszem, wspominam, że używam tylko takich czy takich kosmetyków i dlaczego, ale żadnych tyrad na ten temat nie prowadzę. Od tego mam bloga ;) I grupę wsparcia na Wizażu.



Przemyślenia? Coś jeszcze byście do tego dodali?


Saturday, December 27, 2014

Święta, blogowanie i wszechobecny nadmiar



No więc tak właśnie zdałam sobie sprawę, że nie było mnie na blogu od prawie roku. Niestety to nie jest tak, że tylko na nim nie pisałam, mnie naprawdę na tym blogu nie było. W związku z tym chciałabym przeprosić wszystkie osoby, które próbowały się ze mną bezskutecznie skontaktować. Embarrassed smiley face

Szczerze powiedziawszy, powodów mojego milczenia było kilka, ale jeden był w zasadzie najważniejszy: przestałam kupować w tym roku kosmetyki. Może nie tyle, że przestałam je w ogóle kupować., bo na przykład musiałam kupić nowy tusz do rzęs, ale przestałam kupować kosmetyki mi zupełnie zbędne. Pomimo, że w zasadzie niczego nie kupiłam przez cały rok, niczego mi nie brakowało. Mało tego, wielu rzeczy się pozbyłam, bo w dalszym ciągu miałam wrażenie, że wszystkiego mam za dużo! Ten nieumyślny roczny eksperyment dał mi nieźle do myślenia... 
Confused face

Przecież uważam się za osobę rozsądną, nierozrzutną i dbającą o planetę. Jeśli tak bardzo dbam o tę planetę, to dlaczego tyle kupuję? Nie wiem jak inni o tym myślą, ale dla mnie nadmierny konsumpcjonizm stoi w sprzeczności z ideą ekologicznego życia i minimalizowania naszego negatywnego efektu na środowisko.

Im więcej o tym myślałam, tym mniej rozumiałam z tego, jak do tej pory prowadziłam swoje życie. Co mną kierowało? I wtedy zdałam sobie sprawę, że śledzenie masy blogów urodowych oraz stron internetowych powoduje u mnie żądzę posiadania. Jest to żądza wstydliwa, gdyż dotyczy także przedmiotów, których nie lubię, nie używam i dla których istnienia nie widzę wytłumaczenia. Dla przykładu, śledzenie wielu bloggerek zakończyło się posiadaniem mocnych, kolorowych cieni, których osobiście nie używam i używać nie będę. Kolejnym negatywnym zjawiskiem było zakupienie wielu perfum 'z ciekawości' albo 'bo inni ich używają'.

Zmądrzałam, przestałam ślepo zaglądać na innych i stanęłam mocno na ziemi. Odmawiam brania udziału w kosmetycznej machinie kupowania. Odmawiam dawania sobie wmówić, że żeby być kobietą elegancką i wyrafinowaną, to potrzebuję używać perfum tego i tego domu mody. Nie dam sobie więcej wmówić, że moją wartość jako osoby powinnam mierzyć w ilości kosmetyków, którą posiadam i okularów przeciwsłonecznych za tysiąc złoty.

W dalaszym ciągu używam kosmetyków. Lubię kosmetyki, lubię ładne zapachy, czasami nawet lubię bezcelowy gadżet. Jednak wszystko ma swoje granice. Czym innym jest posiadanie rzeczy, które naprawdę chcemy i które sprawiają nam radość, czym innym kupowanie, bo inni coś pokazali na blogu. Nawet nie wiedziałam, że to robiłam, ale nie widzę innego wytłumaczenia dla masy kosmetyków w mojej łazience, których wiem, że nigdy nie użyję. Nie chcę sobie dać wciskać marketingowej papki. Chcę mieć w swoim otoczeniu rzeczy, które sprawiają, że czuję się lepiej i że mogę wyrazić nimi swoją osobowość, a nie błyskotliwość kolejnej kampanii marketingowej.

W ramach samorozwoju w tym roku zamiast wydać, jak co roku, masę pieniędzy na prezenty dla mnie oraz dla ludzi, którzy ich nie potrzebują i najprawdopodobniej nie docenią, wysłałam kilka paczek osobom potrzebującym. W sumie wysłałam około 3 paczki rodzinom, których na takie paczki nie stać. Zdecydowanie lepsze to niż kupowanie 5 butelki perfum, których i tak nie zdołam zużyć zanim się zupełnie przeterminują. 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...