Do napisania tej notki zabieram się już nie wiem od jak dawna, ale jakoś zebrać się nie mogłam. Po części dlatego, że będzie to jeden z dłuższych wpisów, po części dlatego, że będzie to wpis odrobinę bardziej osobisty. Dedykuję go osobom, które mają więcej problemów ze skórą na dłoniach niż przewiduje to zwykły krem czy nawet treściwy balsam do rąk.
Moje ręce są pokiereszowane, bolęce, suche i generalnie alergiczne, choć według mojej najlepszej wiedzy nie mam na nic alergii Mój problem zdaje się mieć podłoże genetyczne, ponieważ jeszcze jedna osoba z mojej rodziny miała coś podobnego na rękach ok. 20 lat - pewnego dnia przyszło, po 20 latach po prostu zniknęło, nikt nie wie skąd i dlaczego.
Problem zaczął się ok. 5 lat temu, drobną zmianą na kciuku. Przez rok pobytu za granicą oszczędzałam na praniu (oszczędzałam na czym mogłam, ale akurat to było chyba moim najgłupszym pomysłem - w wielu krajach UE pralki w akademikach działają na monety - wrzucasz 1 Euro i robisz pranie, jeśli chcesz użyć suszarki, wrzucasz kolejną monetę do suszarki i wyciągasz ciepłe, pachnące, niepogniecione ubrania). Jako biedna ówczas studentka z Polski, powzięłam solenne postanowienie prania większości ubrań ręcznie i postanowienia tego dotrzymałam przez ponad rok. Po ok. roku jednak na mojej ręce pojawiła się zmiana - bolesne pęknięcie na kciuku.
Oczywiście moją reakcją było zaprzestania prania ręcznego, a jeśli już prałam - to w gumowych rękawicach. Cierpliwie czekałam, aż problem zniknie. Czekałam miesiąc, dwa, pół roku, ranka zasklepiała się, po czym znów się otwierała. Odrobinę zdesperowana wybrałam się wreszcie do dermatologa. Dermatolog obejrzał, pokiwał głową, zawyrokował: tak, wyprysk kontaktowy (czyli po prostu reakcja alergiczna na substancję), potwierdził, że pranie ręczne jak najbardziej wpisuje się w schemat, przepisał maści. Pełna nadziei zastosowałam się do zaleceń i czekałam, co nastąpi. Oczywiście ból na jakiś czas ustąpił, ranka zasklepiła się, miałam nadzieję, że wreszcie jestem na dobrej drodze. Do czasu. Po ok. tygodniu, może dwóch, okazało się, że ranka owszem, goi się, zamyka, wygląda lepiej i nie jest aż tak wrażliwa na dotyk, ale tak naprawdę to nigdzie nie znika. Wróciłam do robienia niemal wszystkiego w rękawiczkach bądź choćby plastrze. Na jakiś czas przestałam w ogóle za zgodą członków rodziny podczas wakacyjnej przerwy nawet zmywać i cokolwiek robić.
Scenariusz się powtórzył: zagojenie, otworzenie ranki. Czyli byłam w punkcie wyjścia.
W międzyczasie postanowiłam wybrać się do innego dermatologa. Pani obejrzała palec (nota bene akurat nieźle wyglądający), potwierdziła poprzednią diagnozę, zapisała inne maści i specyfiki, poleciła także nakładać na palec ciekłą witaminę A, zwłaszcza kiedy ranka pęka (do dostania w aptekach). Oczywiście do rad się zastosowałam, ranka się znów zagoiła, wit. A pomagała mi przy leczeniu pęknięcia, jednak problem pozostał i tak naprawdę nigdy nie znikał na długo.
W tym czasie byłam już po wypróbowaniu masy specyfików, kremów do rąk, maści ochronnych, kremow aptecznych, witamin i ochrony mechanicznej (rękawice gumowe do sprzątania, rękawiczki materiałowe po domu, plastry itp). Próbowałam też zmian diety i wykluczenia innych rzeczy alergogennych, mieszkania w różnych klimatach i unikania stresu (dziwna sprawa, stres wydaje się pogłębiać ranę i spowalniać proces gojenia)
Wyjechałam do Stanów. Kolejne osoby oglądały moją rękę i kolejne próbowały pomóc. Ogółem obejrzało mnie 3 czy 4 dermatologów, 3 lekarzy diabetologów (na wypadek gdyby miało to związek z cukrzycą), endokrynolodzy (podobnie) i co najmniej 4 różne pielęgniarki. Ranki zaczęły pojawiać się na drugim kciuku, obecnie także na 2 innych palcach. Trochę wstydzę się pokazać jak wyglądają moje ręce (nie jest to piękny widok), ale robię to dla osób które, być może, mają podobny problem i nie wiedzą jak z tym walczyć (albo miały podobny problem i wiedzą co jeszcze mogę zrobić). Oto mój kciuk po około 2 latach, w środku lata (czyli nie zimy, typowego okresu na problemy z suchą skórą):
Jeśli ktokolwiek z was miał coś podobnego na ręce albo ciele i znalazł coś, bo mu definitywnie raz na zawsze pomogło, to apeluję: dajcie znać.
Od siebie mogę tylko polecić kilka rzeczy, które pomagają mi w codziennym funkcjonowaniu, w tym:
a) Używanie zawsze rękawiczek, nieważne czy podczas zmywania naczyń, prania, sprzątania czy czyszczenia podłogi. U mnie doszło do tego, że nawet pisanie bez plastra jest dość bolesne, ostatnio zaczęłam myć włosy w rękawiczce
b) Używanie hipoalergicznego mydła albo mydła szarego (od siebie mogę polecić Białego Wielbłąda, ostatecznie Białego Jelenia, choć ten ostatni robiony jest z tłuszczu zwierzęcego). Wiele sklepów ma też w ofercie mydła glicerynowe, które są delikatniejsze od wielu mydeł drogeryjnych. Kajtki czy inne mydła typu Bambino mi nigdy w życiu nie pomogły, o żadnych mydłach Fa, Arko czy innych Dove'ach (nota bene testowanych na zwierzętach) już nawet nie wspominam.
c) Ta porada zabrzmi strasznie, ale... ograniczenie mycia rąk do absolutnego minimum.
d) Nieużywanie do mycia rąk wybitnie gorącej wody.
e) Nigdy, ale to przenigdy, niezapominanie rękawiczek w zimie.
f) Na dłonie suche i popękane pronuję używać wybitnie treściwych balsamów, zwłaszcza w nocy. Z moich obecnych hitów polecić mogę:
- nałożenie na ręce olejku, wmasowanie i nałożenie pielęgnującego kremu do rąk zaraz po (osobisty faworyt: olejek Watkins o zapachu grejpfruta plus hawajski krem do rąk Alby Botanici)
- używanie treściwych maseł do ciała zamiast zwykłych kremów, jeśli pozwala nam na to tryb życia (np. nie podczas pracy przy komputerze). Z treściwych maseł moimi ulubionym są obecnie głównie kosmetyki amerykańskie, za co z góry przepraszam.
Masło Plum Island nie tylko składa się z zaledwie 5 składników, ale także jest jednym z najbardziej treściwych kosmetyków, jakie dane mi było używać.
- Czyste masło Shea bądź jojoba (do dostania np. w Biochemii Urody), najlepiej z dodatkiem olejku różanego (jak dla mnie jeden z najodpowiedniejszych olejków do pielęgnacji suchej skóry). Nie wiem jak to jest w Polsce, ale z Stanach łatwo dostać również inne masła, jak np. masło kakaowe, masło z awokado, lanolinowe, masło z mango, masło z pestek dyni i dziesiątki mieszanek maseł (rumiankowa, jagodowa, sojowa, lanolinowa, granatowa, monoi itp itd.) Osoby zainteresowane odsyłam do stron oferujących półprodukty do wyrobów własnych kosmetyków.
- W Stanach ciekawe ręcznie robione mieszanki maseł, wosku pszczelego i olejków eterycznych można dostać np. na Etsy.com. i, o ile dobrze pamiętam, na Artfire.com.
g) Od kremów do rąk wolę maści. Z własnego doświadczenia z maści tego typu polecić mogę maść Badger Balm (dla mnie niestety zapach był średnio przyjemny, zbyt eukaliptusowy. Niestety nie dysponuję zdjęciem preparatu, ponieważ zostawiłam go w Kalifornii) oraz maść The Body Shop (tak wiem, normalnie nie kupuję produktów TBS, ale desperackie czasy potrzebują niekiedy desperackich rozwiązań).
h) Niezależnie od tego, co napisałam powyżej, stosowanie choćby najzwyklejszego kremu do rąk po każdym myciu rąk jest niezbędne. Jednymi z moich ulubieńców są, często wspomniany przeze mnie krem ShiKai (KLIK) i mój nowy krem z Alby Botanici (wersja hawajska, będę musiała pstryknąć mu zdjęcie). Bardzo dobrze wspominam też krem propolisowy z Forever Living Products, ale środek ten był pieruńsko drogi. Z polskich kremów całkiem pozytywnie zaskoczyła mnie czekoladowa Farmona, czego niestety nie mogę powiedzieć o licznych wypróbowanych przeze mnie kremach Evy Natury, Ziaji, Czterech Pór Roku czy Eveline - były dla mnie po prostu zbyt mało treściwe i pielęgnujące (choć nie przeczę, że wiele z nich było przyjemnych w użyciu i ładnie się wchłaniało, ale nic poza tym).
i) Bardzo dobrym pomysłem, nawet dla osób nie mających aż tak wielkich problemów ze skórą, jest nałożenie na noc grubej warsty treściwej maści bądź wazeliny i włożenie na noc cienkich bawełnianych rękawiczek.
No nic, na dziś tyle ode mnie. Dobrej nocy wszystkim życzę (acz u was to chyba prawie dzień już ;).