Monday, September 17, 2012

Andalou Naturals, plotki plus Wendy

Ten ciągły, nieopuszczający mnie brak czasu. Oczywiście z zamiarem napisania nowej notki noszę się od dawna, ale ciągle coś staje mi na drodze. Brak chwili wytchnienia, obowiązki domowe, próba wetknięcia 4 przygotowanych domowych posiłków, ale też brak odpowiedniego światła do zdjęć albo coś, co nagle wyskakuje i musi być załatwione już, teraz, natychmiast.

Więc tak ogólnie to u mnie nastąpiła w ostatnim czasie masa zmian. Już nie mieszkam w wielkim Los Angles, miejscu gdzie można dostać wszystko o każdek porze dnia i nocy i z każdego zakątka świata. Powiem Wam jednak, że pokochałam Dakotę Południową, gdzie obecnie rezyduję. Czuję, że jest znacznie bliżej domu - nawet w powietrzu wyczuwam znajomy zapach lasów iglastych. Poza tym mówcie sobie co chcecie, ale tęskniłam za porami roku. Jesień, jakże się cieszę, że znów będę mogła podziwiać zmieniające kolory liście w jesiennym płaszczyk!

Kolejna nowość to taka, że nie jestem już osobą bezrobotną. Wprost przeciwnie - chwilowo mam dwie prace, ale o tym nie chce mi się  nawet myśleć, co dopiero pisać. Jednak ma to określony wpływ na mój tryb życia, w tym także na mój system i styl zakupów. Po pierwsze, nie mam szybkiego i łatwego dostępu do każdej firmy i nowości kosmetycznej, jaka mi się zamarzy. Problemem jest znalezienie wielu moich ulubionych marek cf. Często też nie mam czasu na szukanie godzinami po necie polityki każdej konkretnej firmy, która twierdzi, że jest cruelty - free, co często ma taki efekt, że muszę pójść na kompromis sama z sobą i kupować niektóre kosmetyki wedle zasady - nie należy do wielkiego koncernu, jest firmą promującą się jako nietestująca na zwierzętach i naturalną, miejmy nadzieję, że naprawdę jest.

Głównym miejscem, w którym obecnie zaopatruję się w moje kosmetyki, jest obecnie lokalny TJ Maxx. Właśnie tak odkryłam też firmę Andalou Naturals. (Możecie mi wierzyć, że oryginalna, amerykańska wersja TK Maxx, TJ Maxx właśnie, jest zdecydowanie tańsza i znacznie bardziej interesująca od jej europejskiego odpowiednika. Zdecydowanie nie byłam pod wrażeniem naszego wrocławskiego TK Maxxa podczas wizyty w Polsce.)





Na całe szczęście Andalou Naturals posiada znaczek The Leaping Bunny, co oszczędziło mi sporo problemu z próbami wykombinowania czy jest to firma ok czy nie. W swoim posiadaniu mam też wersję sunflower & citrus, ale nie miałam okazji jej jeszcze wypróbować ani zrobić jej zdjęcia. Szamponu używam już co najmniej od 2 tygodnie, ale jakoś wciąż nie mogę wyrobić sobie o nim ostatecznego zdania. 340 ml kosztowało mnie 5.99$, oryginalna cena to 10$. Szampon nie zawiera sylikonów. Cudownie pachnie, używanie go to czysty koncert zmysłów, dobrze się pieni i jest bardzo wydajny. Natomiast usztywnia moje włosy (co mi zazwyczaj nie przeszkadza, ale obecnie jestem w fazie szukania sensownej odżywki i mam pewne problemy z jej znalezieniem) i ostatnio nie poradził sobie ze zmyciem mieszanki olei. Myślę, że do czasu wykończenia całej buteleczki zdążę sobie o nim wyrobić opinię.

Teraz czas na mały offtop. Nie wiem czy kiedykolwiek się do tego przyznałam, ale mam kompletnego, niewytłumaczalnego świra na punkcie szalików. Moja fascynacja szalikami zaczęła się 3 lata temu i miałam nadzieję, że minie tak szybko, jak nagle się pojawiła. Na próżno, mania szalikowa prześladuje mój portfel (i mojego małża ;) do dziś. Ostatnio zebrałam się w sobie i przeliczyłam moją kolekcję... przyznaję się oficjalnie, że doszłam do 54 sztuk.... Na swoje usprawiedliwienie dodam, że nie szaleję za torebkami jak inne dziewczyny oraz nie stosuję żadnych używek :D  Szaliki i apaszki noszę prawie codziennie, uważam, że są fantastycznym dodatkiem do każdego zestawu. Wszystkim zarażonym szalikowym maniactwem chciałabym zadedykować filmik
Wendy - mojego najnowszego guru w sprawach ubioru. Zobaczcie same - czy ta kobieta nie jest niesamowita?

 
 

 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...