Sunday, March 18, 2012

Los Angeles w obiektywie

Jako że nieco poprawił mi się humor, za co należy "winić" Gunię i jako że czytam chętnie wasze komentarze (a w komentarzach pojawiła się prośba o fotki z Kalifornii), postanowiłam dziś rzucić kilka fotograficznych impresji ze słonecznego królestwa. Natomiast Gunia przedstawiła ciekawy link, ukazujący pozew przeciwko Estee Lauder za wprowadzanie klientów w błąd w sprawie testowania na zwierzętach, co przyczyniło się do mojej poprawy humoru.  Co prawda EL prawie na pewno sprawę sądową wygra bo przebiegle umieszczali cały ten czas formułkę "o ile nie wymaga tego ptrawo", to jednak cieszy mnie, że nie można już tak bezkarnie motać klientom w głowach.

No to kilka pejzaży z najprzyjemniejszych części LA (no bo tak sielankowo to tu niekoniecznie musi być i trzeba uważyć w której części LA się człowiek znajduje). Zdjęcia wykonane w okolicy Torrance i San Pedro.


Choć trudno w to uwierzyć, to nie jest żaden kurort nadmorski, tylko normalne miasto (a w zasadzie sieć miasteczek, nazywana wspólnie LA.)


Ten dach to zwykły dom, ktoś ma ładny nadmorski widok ;) Stawiam na producenta filmowego albo businessmana, a Wy?


Roślinność przyuliczna.


Więcej domów z widokiem na ocean.


No jeszcze trochę palm.

Mam nadzieję, że Wam się podoba. A na razie 

Friday, March 16, 2012

Listowe wywrotki, czyli czystki na liście Pety

O matko, to żem się rozleniwiła ostatnio. Nic mi się nie chce. Może to efekt szukania pracy, zmiany klimatu, a może po prostu rozleniwia mnie Kalifornia i wieczne lato. No właśnie - Kalifornia. Ojczyzna wysokiej jakości jedzenia, świeżych warzyw i owoców praktycznie przez cały rok, wielu firm fair trade i ekologicznych oraz przygniatającej ilości firm cruelty - free. Takich jak choćby: Alba Botanica, Arbonne, Avalon Organics, Beauty Without Cruelty, Biotone, Dermatologica, Desert Essence, Dr Bronner Magic Spa., Earth Science, Giovanni Cosmetics, Hard Candy, Jason Natural Products, Paul Mitchell, Nexxus, OPI, Orly, Phycisians Formula, Stila, Trader Joe's, Urban Decay. Jest w czym wybierać. No i nie ma na co narzekać jeśli się chce tu mieszkać i używać tylko kosmetyków nietestowanych na zwierzętach. Ale ja też nie zawsze będę tu mieszkać (ceny lokum zabijają, podatki jedne z najwyższych w Stanach, a o zakorkowanych autostradach i przepełnionych plażach nie będę nawet pisać) i lubię wiedzieć jakie alternatywy pozostają w innych częściach Stanów i ogólnie świata. No i alternatywy są, a pewnie, że są, tylko... Tylko że coraz więcej największych koncernów, które były łatwe do znalezienia na perfumerzjnych półkach, wypadają z listy Pety i powoli zaczyna mnie to już wkurzać. Ostatnio na tapecie jest wielki wypad Estee Lauder z listy. Ba, nawet gorzej, Estee Lauder wyleciała z dobrej listy i wpadła z wielkich hukiem na listę firm jednoznacznie testujących na zwierzętach. Podobny, acz nie ten sam los spotkał marki podległe Estee, a jest o czym mówić bo ten koncern to porządne nazwy na rynku kosmetycznym:

  American Beauty, Aramis, Aveda, Bobbi Brown, Bumble and bumble, Clinique, Darphin, Donald Trump, The Fragrance, Donna Karan Cosmetics (DKNY), Estee Lauder Companies, Flirt, good skin, grassroots, Jo Malone, Kiton, La Mer, Lab Series Skincare for Men, MAC, Michael Kors fragrances, Missoni fragrances, Origins, Prescriptives, Rodan+Fields, Sean Jean fragrances, Smashbox, Tommy Hilfiger products 

 Nieciekawie, tym bardziej, że sprawdzałam listę Pety i wszystkie podległe marki wyleciały z wielkim hukiem, co nie zawsze się zdarza (np. Burt's Bees i The Body Shop wciąż są na liście). Smutne, ale prawdziwe. Wykończę co mam i pożegnam się na zawsze z tym koncernem, o ile nie stanie się cud i marki wrócą z powrotem na listę. Tak, MAC nie jest już firmą cruelty - free, nie jest nią już Clinique ani Bobby Brown. Nie kupię już więcej perfum Tommy'ego Hilfigera, nie będę się ślinić do zapachów Michaela Korsa.

I co z tego, że kolejne ogólnodostępne firmy przestają dla mnie istnieć, rezygnować z kupowania kosmetyków wyłącznie nietestowanych nie mam w planach i jak dla mnie nic się nie zmienia. Ale czasami złość jednak trochę we mnie wzbiera.

Wednesday, March 14, 2012

Kosmetikmord

Uuuuuf, czas wreszcie wrócić do wirtualnego świata. Lot do Stanów, jet lag (zmiana czasowa), kompletna zmiana pogody (z zimowej na szorty i bluzkę), zmiana diety (dużo świeżych owoców, dużo warzyw i lekkie posiłki) odbiły się na moim samopoczuciu. Na domiar złego nie miałam w domu internetu i parę dni zajęło znalezienie odpowiedniej firmy zajmującej się tymi sprawami.

Ale już jestem i czas, kiedy mnie nie było wykorzystałam do granic możliwości na sprzątanie, układanie, pozbywanie się niepotrzebnych rzeczy i po prostu uwijanie gniazdka. To, co przeżyłam przy wypatroszaniu oudeł mnie po prostu przeraziło. Nigdy nie trzymajcie kosmetyków upakowanych gdzieś ciasno nie wiedząc co macie, bo ani się spojrzycie a będzie z tego niezła sterta. Dlatego postanowiłam założyć TAGa- zabawę. Tag tak właściwie nie został wymyślony przeze mnie, tylko jakiś czas temu szalał na niemieckim You Tubie. Jest to pewna forma projektu denko, ale odpowiednio zmodyfikowana (wersja dla prawdziwych chomików).



Kosmetik Mord

Zasady: w tej zabawie chodzi o to, żeby wybrać 10 produktów, które chcecie wreszcie wykończyć z powodu tego, że:

- nie lubicie go i bardzo trudno Wam go używać, w związku z tym wolałyście kupić mu już zastępstwo i używacie nowego produktu, a ten siedzi i się marnuje

- bardzo lubicie dany produkt, ale jakoś nie udało Wam się używać go do tej pory regularnie

- kupiłyście produkt, którego nigdy nie używałyście z postanowieniem, że wreszcie zaczniecie, ale oczywiście nic takiego się nie stało, a produkt grzeje miejsce na półce

- macie kilka produktów spełniających tę samą funkcję i przez to zrobił się straszny bałagan

- chcecie wreszcie spokojnie się przyjrzeć prawdziwemu działaniu kosmetyków bez interferencji ze strony innych używanych specyfików

Cały problem polega na tym, żeby postanowić sobie solennie, że do czasu wykończenia tychże 10 produktów nie można kupić nic, co spełniałoby tę samą funkcję co te właśnie produkty. Czyli nieważne jak bardzo lubimy naturalne mydełka, jeśli jedno z nich bierze udział w akcji Mord to do czysu wykończenia tego (bądź 2 lub więcej mydełek jeśli chcecie oba wykończyć) nie wolno kupić nowego mydła, nawet jakby był przeceniony/nasz ulubiony/był kuszącą nowością na rynku.

Do zabawy zapraszam osoby mające niewykończone zapasy kosmetyczne i problemy z ogarnięciem kosmetycznego rozgardiaszu - jeśli tylko ktoś ma na taki eksperyment ochotę. Można zgłaszać zarówno produkty pielęgnacyjne, jak i kosmetyki kolorowe.

No to zaczynam - 10 produktów do wykończenia ( dosłownie i przenośnie, w końcu rozchodzi się o kosmetyczny mord! ;))


1. Mleczko oczyszczające, mleczko do demakijażu i tonik 3 w 1 firmy Korres

Korres 3 w 1



































Mleczko kupiłam podczas pobytu w Polsce na wyprzedaży (prawie 50%-owa obniżka). Jest naprawdę świetne i bardzo lubię je używać, tylko jakoś zapomniało mi się podczas kupowania, że mam w domu kolejne 3 czy 4 mleczka i inne specyfiki do demakijażu. Postanowiłam, że muszę zużyć to, bo po pierwsze - jest lepsze od innych, po 2 - ma naturalny skład (ma co prawda w nim PEGa, ale niczego się poza tym strasznego nie doszukałam), a po trzecie było droższe od innych specyfików, które posiadam. Do czasu aż zobaczę denko nie daję się skusić żadnym innym kosmetykom tego typu.

2. Balsam do ciała Lavera


Laverze poświęciłam już jedną z moich pochwalnych notek. Kosmetyk bardzo przypadł mi do gustu i naprawdę chcę go wykończyć, tym bardziej, że nie był tani. Oczywiście po przylocie złapałam się za głowę widząc zapas przynajmniej 5 innych balsamów. Tamtych za bardzo ich nie lubiłam, więc kupiłam coś, co lubię - a półki dalej zawalone. Wykończenie chociaż tego to byłby bardzo dobry krok na początek, potem zacznę sięgać po inne balsamy. Trzymajcie kciuki, balsamy nie są mją mocną stroną, zdecydowanie wolę olejki.

3. Zmywacz do paznokci Sensique.


Kupiłam, obdarzyłam umiarkowaną miłością i jakoś nigdy nie skończyłam, szukając jakiegoś amerykańskiego odpowiednika cruelty - free. Po co mi taka resztka na półce?

4. Krem do twarzy Organix Cosmetics, którego recenzję można przeczytać TU


Uważam go za naprawdę dobry krem do twarzy i w sumie nie wiem czemu go do tej pory nie skończyłam. Służy mi już od kilku, o ile nie kilkunastu miesięcy. W ferworze wyszukiwania promocyjnych cen zdążyłam jednak kupić już dwa nowe kremy, podczas gdy miałam jeszcze inny otwarty (gdzie ja miałam oczy, że nie zauważyłam, że mam już 3?!). Obecnie mam w domu krem z Organixa, z Eco Cosmetics (Venus), Nature's Gate (z witaminą C) i kupiony o 70% przeceniony krem Weledy. Prawdę powiedziawszy załamałam się zupełnie jak to zobaczyłam.

5. Moja smrodliwa odżywka do włosów z Hugo Naturals, o której wspominałam kiedyś na moim poprzednim blogu.


Z uwagi na to, że zapas odżywek do włosów mam co najmniej tak imponujący jak zapas kremów do twarzy, postanowiłam wreszcie rozprawić się z nimi po kolei i raz na dobre. Właśnie po przylocie wykończyłam odżywkę z Alby Botanici (recenzja wkrótce) i odkryłam kilka innych napoczętych, co wywołało u mnie wybuch złości. Txym bardziej, że ta odżywka jest już do połowy zużyta.

6. Mydła peelingujące z Earth Therapeutics.


O nich też wspominałam jednym słowem w którejś z notek. Zakaz kupowania podobnych produktów dotyczy dla mnie nie tylko mydeł peelingujących, ale jakichkolwiek mydeł, szczególnie w kostce! Przede wsyzstkim te mydła są bardzo przyjemne w użyciu i lączą w sobie efekt mycia z efektem peelingującym. Prawdę powiedziywszy nie powinnam prawdopodobnie kupować też żadnego nowego peelingu zanim z nimi nie skończę.

7. Balsam do ust Wholefoods


Jeden z moich absolutnie ulubionych, a niewystarczająco używanych z uwagi na inne niedobitki balsamów walające się po domu. Nawet nie mogę w 100% stwierdzić jego skuteczności, bo od czasu do czasu używam jednego z innych 7, które leżą gdzieś na półce. Do przetestowania czeka też malinowy balsam JR Watkins. Kolejnym wyzwaniem jest to, że chyba nigdy nie udało mi się zużyć żadnego sztyftu do końca, każdy wcześniej mi się przeterminował albo roztopił na słońcu.

8. Tusz do rzęs Stila. (Uwaga: obecnie Stila znajduje się na liście testujących na zwierzętach firm- lipiec 2015)


Kupiłam go z parę miesięcy temu i wciąż czeka na swoją kolej. Naprawdę jestem ciekawa jak wypadnie w porównaniu do tuszu Tarte, UD i Pop Beauty. Poza tym chciałam jej spróbować od dawna, a zamiast tego kupiłam kilka tuszy do testów w Polsce. Czas ją wreszcie otworzyć i gruntownie przetestować.

9. Eeeeeech... masło do ciała c. Booth. (Sprzeczne informacje obecnie uniemożliwiają jednoznaczne określenie czy firma Booth jest firmą przyjazną zwierzętom - lipiec 2015)


Masło to jest dla mnie prawdziwym zgryzem. Kupiłam bo rzekomo Boots miał nie być testowany na zwierzętach. Poza tym mają także znaczek króliczka na opakowaniu, a kupiłam go wtedy, kiedy jeszcze wydawało mi się, że to wystarczy. Po jakimś czasie jednak zaczęłam czytać i... nie wiem, naprawdę nie wiem czy jest to firma przyjazna zwierzętom. Wpadł mi w ręce ich mail, w których pisali jakieś strasznie zawikłane wymówki odnośnie tego, dlaczego na amerykańskich opakowaniach mają króliczka, a na europejskich nie (bo w Europie żeby takiego króliczka umieścić muszą być pewni, że ich produkty nie były testowane - wybaczcie, ale wtf?? A w USA tak se po prostu mogą umieścić?). W związku z tym przez jakiś czas miałam do produktu spore uprzedzenia. Produkt jednak zakupiony został, siedzi w kuferku z kosmetykami i kusi zapachem. Poza tym jestem osobą, która nie przepada za masłami do ciała (albo wręcz ich nie znosi), w związku z tym stanowi to dla mnie duże wyzwanie. Do zużycia wciąż została ok. połowa opakowania, a poszukiwania odnośnie polityki nietestowania trwają.

10. Hydrolat oczarowy i różany.

Wciąż mam pół buletki jednego i drugiego, a data ważnoście się zbliża, zbliża.... Koniecznie muszę wygrać ten wyścig z czasem.

Tyle ode mnie na razie, a tymczasem idę się kłaść i powoli szykuję w myślach nowe notki :) 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...