Wednesday, February 29, 2012

Kolejne starcie nietestowanych na zwierzakach tuszy do rzęs

Dzisiaj kolejna notka o tuszach do rzęs - tym razem takie małe porównanie działania. Miały być zdjęcia efektu na oczach, niestety obecne światło mi to uniemożliwiło. Jeśli coś się zmieni z pogodą, to spróbuję nadrobić :)


Dziś w szranki stają tusze wysokopółkowe (Urban Dacay) z tuszami z drogerii (Catrice). Nie do końca wiem co powiedzieć o firmie POP Beauty, ponieważ cenę ma porównywalną z cenami Smashboxa, Stili czy Urban Decay, jednak mało o tej firmie wciąż wiem. Dla dokładniejszej analizy tusze używałam jakieś czas same, a jakiś czas naprzemiennie wszystkie 5, żeby móc porównać efekt na rzęsach. Dodatkowo do zabawy zaprosiłam kuzynkę, który ma zupełnie inne rzęsy ode mnie. Ja mam bardzo długie, mocne, ale potrzebujące pogrubienia, ona ma malusie, króciutkie, zdecydowanie wymagające sporego wydłużenia (inaczej ich nie widać).


Typowy już dla mnie element recenzji tuszu do rzęs, czyli porównanie szczoteczek. The Giant z Catrice oczywiście zainteresowała mnie szczotą. Przez ten wabik ją kupiłam. Tarte i drugi tusz Catrice mają dość podobne szczoteczki w kształcie, z tym że szczoteczka Tarte jest plastikowa i bardzo gęsta, lepiej radzi sobie z rozczesywaniem rzęs.


Na pierwszy rzut pójdzie tusz Tarte, a dokładnie jego dwie próbki, które pokazywałam w innej notce (klik). Dwie próbki kosztowały mnie 10$ (plus podatek), czyli tak mniej więcej 30zł (normalnie ceny jednego pełnowymiarowego tuszu to około 17-20$, czyli prawie 60 zł). Tusz nie jest tani, ale jest naprawdę fantastyczny. Szczoteczka z bardzo zbitym włosiem (plastikowym) jest zadziwiająca miękka, w niczym nie przypomina szczoteczki używanego przeze mnie Wonderlash Oriflame lub kiedyś używanego Masterpiece Max z MF (przypominam, Max Factor testuje na zwierzętach, w związku z czym ostatnim razem używałam go z 5 lat temu, ale już wtedy szału nie było). Generalnie plastikowe szczoteczki, które nie są odpowiednio gęste, co prawda rozczesują ładnie rzęsy, ale nie pokrywają ich wystarczającą ilością tuszu. Tarte robi to fantastycznie, przy tym nie ma mowy o posklejanych rzęsach z powodu gęstości włosia. Szczoteczka jest więc prawdziwym hitem.

Pokrycie rzęs jedną warstwą tuszu gwarantuje piękny, naturalny wygląd rzęs. Są podkreślone, pogrubione i wydłużone, a nawet podkręcone! Nie mają natomiast przerysowanego efektu. Taki efekt osiągnąć można nakładając 2, a nawet 3 warstwy tuszu. Rzęsy są bardzo mocno podkreślone, wciąż nieposklejane, podkręcone. Wersja niewodoodporna nie tworzy pod oczami efektu pandy, tylko jakby wypłukuje się z rzęs w kontakcie z wodą. Nie zauważyłam kruszenia się, nie ma także mowy o grudkach. Brak efektu owadzich nóg. Wersja wodoodporna całkiem dobrze się zmywa, tak więc i tu nie mam specjalnych zastrzeżeń. Naprawdę polecam, obecnie jest to jeden z moich tuszowych hitów.



Kolejny produkt to również liga wysokopółkowa (a przynajmniej wyższa półka). Normalna cena to około 17-20$ (co na warunki amerykańskie jest ceną jak Smashbox czy Benefit ( zarówno jeden, jak i drugi na 95% testowane na zwierzakach, więc osobiście już więcej nie tknę). Ja zakupiłam na stronie producenta podczas ogromnej wyprzedaży - 2 opakowania za 10$. Potem jednak coś mnie tknęło, żeby sprawdzić recenzje tuszu i niestety były one bardzo kiepskie. Trochę żałowałam, że dałam się skusić. Do czasu. Na początku nie używałam go za często, ponieważ zraziłam się po przeczytaniu tylu niepochlebnych recenzji. Zaczęłam więc używać go w niepogodę (bardzo wodoodporny, jeśli wodoodporność jest cechą stopniowalną :P) i po jakimś czasie zauważyłam, że tusz naprawdę nieźle sobie z moimi rzęsami radzi. Przede wszystkim, bardzo mocno je pogrubia. Zresztą, efekt na rzęsach możecie zobaczyć TU (bez użycia zalotki). Jak widać na zdjęciu, tusz nie podkręca rzęs i w sumie raczej ich nie wydłuża. Jednak zagęszczenie powoduje, że rzęsy są bardzo widoczne. Tusz ma bardzo gęstą, zbitą konsystencję. Ta obserwacja spowodowała, że przeczytałam jeszcze raz recenzje w internecie i dopiero wtedy zorientowałam się, że dotyczą one wersji niewodoodpornej, ponieważ wielokrotnie narzekano na jego bardzo wodnistą konsystencję. Tu konsystencja jest dokładną odwrotnością. Problemem jest szczoteczka - jest tradycyjna, ogromna i niełatwo się nią manewruje, zwłaszcza przy dolnej linii rzęs. Największą wadą tego tuszu jest trudność jego zmywania. Naprawdę, trzeba zmywać go 3 bardzo porządnymi środkami do demakijażu (po prawdzie przyznam się, że nie mam żadnego prawdziwego płynu dwufazowego, jednak z innymi tuszami wodoodpornymi moje normalne środki sobie radzą). Nie ma mowy o efekcie pandy, ale czasami może się coś skruszyć. Tragedii nie ma, ale efektu: wow, to są najlepsze rzęsy, jakie miałam!, też nie.

Ogólne podsumowanie: tusz jest dobry, jeden z najlepszych pod względem pogrubiania rzęs. Nie trzeba się martwić o deszcz czy łzy. Za taką cenę, w jakiej go kupiłam (5 dolców za sztukę) jest to tusz super i zdecydowanie kupiłabym go ponownie. Jednak za cenę 20$ chyba wolałabym tusz Tarte, POP Beauty albo Stili, względnie inny tusz Urban Decay. Być może zmienię zdanie po dłuższych testach, przede mną kolejne opakowanie.



Catrice The Giant to mój najnowszy (wypróbowany) nabytek w kategorii tusze dorzęs. Kupiłam, gdyż zafascynowała mnie szczoteczka. Poza tym tusz nie był wybitnie drogi (ok. 20 zł), no i był łatwo dostępny, ponieważ wystarczyło przejść się do Drogerii Natura. Kupiłam i... no cóż, zachwytów nie będzie, tusz wydaje mi się dość przeciętny. Na moich rzęsach efekt jest taki sobie - odrobinkę może i pogrubia, ale efekt jest dość lichy, wydłużać faktycznie nie wydłuża (ale nie miał, więc tu można mu darować), efekt jest 'taki o'. Jak wiele innych, niespecjalnie dobrych, tuszy. Przy 2 warstwach zaczyna się sklejanie, które nie bardzo mi się podoba. Nie jest też zbyt trwały w starciu z kropelką wody, zaczyna się mazać i wyglądać średnio elegancko. Konsystencja ok, szczoteczka za to bardzo nie poręczna.

Natomiast na obronę tuszu muszę powiedzieć, że poprosiłam także kuzynkę o przetestowanie go i stwierdziła, że jest to jeden z najlepszych tuszy, jakie miała. Pogrubia, wydłuża, dodaje objętości jej rzęsom. Z prawie niewidocznych rzęs robi prawdziwe firanki (no ale i tak po około 3 warstwach). Jest bardzo zainteresowana tym tuszem, dlatego też go ode mnie dostanie. Ja nie mam do niego nerwów.

Podsumowanie: bez zachwytów. Raczej nie kupię ponownie, bo nie widziałam efektu, o jaki mi chodzi. W zasadzie to w ogóle nie widziałam efektu. Natomiast, jak widać, są osoby, które mogą być  z niego bardzo zadowolone.


To inny tusz do rzęs, który ostatnio testowałam, Catrice Lashes to Kill. Muszę powiedzieć, że jestem pod dużym wrażeniem tego tuszu. Za całkiem przystępną cenę (także około 16 zł)  otrzymujemy sensowny produkt. Rzęsy są bardzo ładnie podkreślone. Trudno mi powiedzieć czy jest to efekt pogrubienia, podkreślenia czy podkręcenia, ale efekt jest dość spektakularny. Wydaje mi się, że po prostu robi wszystko po trochu: pogrubia, wydłuża i podkręca. Można nałożyć kilka warstw i efekt jest mocniejszy, nie ma jednak sklejenia jak w przypadku The Giant. (Efekt w sumie podobny do efektu tuszu POP Beauty, ale chyba więcej pogrubienia). Natomiast zauważyłam jedną dość powżną wadę tuszu - i jest to bardzo słaba odporność na wodę. Jednego dnia popłakałam się ze śmiechu podczas damskich pogaduszek i tusz zrobił mi naprawdę zawstydzające czarne ślady pod okiem, nawet mój mąż zwrócił mi uwagę, że 'popłynęłam'. Było to dość nieproporcjonalne do ilości wody, jedna łza i duży problem. Aż nie chcę myśleć co by się stało gdyby złapał mnie deszcz.

Podsumowanie: tusz jest naprawdę bardzo fajny, jednak gdybym miała kupić go jeszcze raz, to sięgnęłabym po wersję wodoodporną. W tej wersji może być niebezpieczny dla zdrowia ludzkiego (jakiś zawał wywołać czy coś ;)



Ostatnim tuszem, o którym już zresztą kiedyś pisałam, jest POP Beauty. Dostałam go ( a właściwie 2 sztuki) w prezencie . Tusz po kilku pierwszych użyciach zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Przede wszystkim gwarantuje niesamowite wręcz wydłużenie. Rzęsy miałam pod samymi brwiami, czegoś takiego nie widziałam jeszcze nigdy. Problem polega na tym, że mnie naprawdę przydało by się odrobinę pogrubienia. Tutaj więc tusz niedomaga (oczywiście jest to tusz wydłużający, nie pogrubiający, więc obietnice producenta są spełnione w 100%). Ponieważ z natury mam bardzo długie rzęsy, tusz ten sprawia, że są odrobinę śmieszne - za długie na taką grubość. Oczywiście efekt jest, oj jest, a z tuszem pogrubiającym to już w ogóle bajka.... jednak po licho kupować tusz w oryginalnej cenie 20 dolców jeśli potrzeba mi przy tym drugiego w takiej samej cenie? Na szczęście tusz nie robi mi owadzich nóżek (nudne to wyrażenie już, wyświechtane, od dziś może będę używać pajęczych udek? ;), więc tu ma u mnie dużego plusa. Nie zauważyłam spływania podczas niesprzyjających warunków - owszem, tusz trzymać się rzęs nie będzie, jednak nie rozmaże się w paskudny sposób. Co mnie jednak strasznie w nim denerwuje to szczoteczka. Wszystko fajnie, dobry kształt, poręczna, dobra do manewrowania, odpowiednia gęstość... i klops. Nie wiem czemu, ale na szczoteczce wciąż zbierają się (bądź doklejają) małe włoski. Nigdy mi się takie coś jeszcze nie zdarzyło i bardzo mi się to nie podoba, zwłaszcza że sam tusz jest naprawdę niezły A szczoteczka po prostu nie przystaje jakością do reszty (domyślam się, że te włoski odpadły po prostu od szczoteczki, po czym się na niej 'osiedliły'. Popatrzcie sami na zdjęcie:



Dla małego testu - porównania, poprosiłam kuzynkę o wypróbowanie. To, co ten tusz zrobił z jej rzęsami to czysta poezja. Cóz za firany! Dlatego zdecydowałam, że druga sztuka tuszu powędruje do niej - efekt na rzęsach naprawdę jest tego wart.

Tusz ma też prześliczne opakowanie, ale chwilowo nie dysponuję zdjęciem.


Z tuszy drogeryjnych, które zdążyłam już zakupić w Polsce, zostały mi jeszcze do przetestowania:
# Multi Action Smokey Eyes (miałam różową i byłam bardzo zadowolona),
# tusz Wibo (taki w fioletowym opakowaniu),
# tusz Kobo Soft Brown
Mam nadzieję, że wkrótce (pewnie za ok. 3 miesiące ;) dodam kolejną porcję mini recenzji.

To tyle dziś ode mnie. Sugestie, zażalenia, wnioski? ;)

42 comments:

  1. Czuję się zachęcona do kupna "zabójczo rzęsistego" tuszu od Catrice ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ale wersji wodoodpornej? ;) Bo ten to może być nie tylko rzęsisty, ale i sztywny! :D (Wsensie że usztywnione rzęsy są i się podkręcenie lepiej trzyma :P) Daj znać co o nim myślisz, ja się chętnie z nim zaprzyjaźniłam na dłużej :)

      Delete
  2. Fajnie, że napisałaś taki post. Ostatnio zaczęłam bardziej zwracać uwagę na kosmetyki testowane na zwierzętach. Moje tusze niestety należą do tych firm co testują, dlatego rozglądam się za innymi. Na razie wypróbuję tusz z Catrice.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ciekawe czy też Cię tak zachwyci. Właśnie po to zaczęłam prowadzić tego bloga żeby, w razie gdyby jakaś duszka do mnie zbłądziła, miała wszystko rozpisane jak na dłoni.

      Delete
  3. Proponuję przetestować tusze Bell. Ja mam jeden z nich i jestem zadowolona, ale chętnie przeczytałabym recenzje jakiegos innego

    ReplyDelete
    Replies
    1. Słyszałam, że tusze Bell są zadziwiająco dobre, ale jakoś jeszcze nie miałam przyjemności. Bać może skuszę się nawet na testy.

      Delete
  4. Skusiłabym się na tusz Tarte, można wiedzieć gdzie go kupiłaś? Znalazłam go na Amazonie, ale tylko kartą można tam płacić.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Niestety Tarte jest wciąż trudny do znalezienia w Polsce. Sama kupiłam go w sklepie stacjonarnym w Stanach, więc z płaceniem nie było problemu. Może być łatwiejszy do dostania w Wielkiej Brytanii jeśli masz tam kogoś, bądź w sklepach gdzie można płacić PayPalem. Powinien być też do dostania na ebayu. Swojł drogą, masz konto Pay Pal?. Jest świetnym rozwiązaniem ponieważ jest bezpieczniejszy od płatnością kartą kredytową (w sumie najłatwiejszym i najbardziej rozpowszechnionym w Stanach środkiem płatniczym). Zauważyłam, że Tarte w swojej ofercie ma np. drugstore.com i wysyłają za granicę, można też płacić przez Pay Pal. Może to Ci coś pomoże?

      Delete
    2. Tak, PayPal to dobra opcja, dzięki ;)

      Delete
  5. Czytałam o tuszach, ale jak przeczytałam o Benefit to jakoś reszta rzeczy przestała mnie interesować... Jak to testuje? Ja byłam przekonana, że nie testują i gdzie nie sprawdzałam to się utwierdzałam w tym. A tu taka wiadomość!!! :( Skąd masz takie informacje?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hmm, zdaje mi się, że przeczytałam o tym na kilku blogach CF, ale pojęcia nie mam teraz, na których. Nie są też na żadnej liście. No i kiedyś pytałam panią ekspedientkę w sklepie i powiedziała mi, że jak nie mają znaczka Pety albo chociaż własnego, to marne szanse, że nietestowane, bo firmy z tego przedziału cenowego się bardzo tym chwalą (na Smashboxu, Tarte, Stili czy Urban Decay jest to bardzo wyraźnie napisane, łącznie ze znaczkiem Pety). No i stąd taki wniosek. A Ty gdzie czytałaś o nietestowaniu? Może coś przeoczyłam?

      Delete
    2. Ogólnie sprawdzałam informacje w internecie i na wielu blogach i stronach czytałam, że nie testują, ale teraz tej pewności nie mam. Co do Smashbox - muszę Cię zmartwić, ale też wypadł z listy kosmetyków nietestowanych. Tak samo MAC, Estee Lauder, Bobbi Brown i Clinique :((((
      http://www.crueltyfreekit.com/2012/02/peta-removes-avon-mary-kay-and-estee-lauder-brands-mac-bobbi-brown-smashbox-clinique-from-cruelty-free-list/

      Delete
    3. Taaak, niestety widziałam Estee Lauder na czerwonej liście i trochę zrzedła mi mina. Głównie dlatego, że mam jeszcze zapasy z czasów gdy były wszystkie na zielonej liście. Sprawa jest szczególnie skomplikowana dla osób, które nie kupują kosmetyków firm wykupionych przez testujące koncerny (bo niektórzy je kupują, w końcu Smashbox czy MAC dalej są na liście Pety). Ja jednak staram się takich firm unikać i na chwilę obecnę w kosmetykach z wyższej półki posucha :( Zupełnie czyste pozostają tylko Urban Decay, Too Faced i Tarte! A to jest jakaś masakra! Oczywiście można szukać wśród firm naturalnych i mineralnych, ale to już jednak nie dokładnie to samo.

      Delete
    4. Ja tam zrezygnowałam, chociaż z ogromnym bólem serca, bo jako wizażystka lubię mieć w kufrze rzeczy z wyższych półek, zwłaszcza, że jakość też mają świetną. Zostanie mi Urban Decay i nadzieja, że marki podpięte pod Estee Lauder się opamiętają.

      Delete
    5. Niestety mylisz się pisząc, że MAC i Smashbox są nadal na liście Pety :/
      http://www.mediapeta.com/peta/PDF/companiesdonttest.pdf
      Po aktualizacji wypadły z listy bezpiecznej.

      Delete
    6. Masz rację, wypadły z listy. A jak wypadły z listy, to u mnie też wypadły z gry. Nie tknę firm, które były na liście i teraz ich nie ma, bo to ewidentnie nie tylko przez Estee Lauder (Stila na przykład wciąż tam jest). Widzę zersztą, że nie ma też Bobby Brown :/

      No nic, zawsze jest jeszcze Urban Decay, Tarte i wiele firm naturalnych, które mają linie kosmetyków plus całe firmy mineralne :)

      Delete
    7. Problem ze mną jest taki, że jako profesjonalistce wykonującej makijaże na innych będzie mi teraz trudniej o dobre jakościowo kosmetyki :/ Urban Decay jedynie mi pozostaje.
      Mogę Cię zapytać o coś? Bo w prawdzie staram się nadążyć za wątkiem na wizaz.pl na którym Ciebie też widzę, ale posty pojawiają się w tak zastraszającym tempie, że nie nadążam ;) Jak się ma sprawa z firmą Joanna? Bo nie ukrywam, że pokusiłabym się o ich farby do włosów. Jednak SanoTint dla moich gęstych i sztywnych włosów się nie sprawdzają, bo muszę brać dwa opakowania, a kolor wypłukuje się po dwóch tygodniach :/

      Delete
    8. Nie ma problemu :) Joanna jest na 90% firmą bezpieczną, tak więc kupuj śmiało farby. Niedługo zresztą będę robiła recenzję ich kremu do rąk :) Poza Urban Decay na zwierzakach nie testuje też dobra jakościowo Tarte i Stila (okazało się, że obecnie jest firmą niezależną i jest na liście Pety!). Farby ma też Revlon, którego osobiście bardzo lubię.

      Delete
    9. Właśnie doczytałam o Stila na wizażu, a na farby Revlon się uczuliłam :((( (a uwielbiam większość ich produktów). A farby Goldwell?? One też są chyba bezpieczne? W każdym razie jak ostatnio sprawdzałam to były na liście PETA.

      Delete
  6. ja chętnie bym spróbowała tego Catrice, jak tylko skończę swój aktualny to się za nim rozejrzę :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Moim zdaniem za taką cenę tusz jest naprawdę godny wypróbowania. Nie jestem nim aż tak zachwycona jak tuszem Tarte, ale w tym przedziale cenowym jest świetny. No ale wiadomo, co rzęsy to obyczyj ;) Daj znać jak się sprawował. Tylko że on ma zupełnie inną szczoteczkę niż Masterpiece (czy też inne tusze z plastikowymi szczoteczkami jak Wonderlash z Oriflame czy Organic Wear z Physicians Formula), więc może być tak, że musisz się chwilę przyzwyczaić. Mnie takie plastikowe szczoteczki czasami się podobają, ale jednak nie zawsze, moje rzęsy są odrobinę wydłużone, ale zazwyczaj nic poza tym. No nic, daj znać :)

      Delete
    2. nie wiem jakoś jeśli chodzi o szczoteczkę, zdarzały się gorsze prawda, ale zawsze dawałam radę:) ogólnie bardzo lubię takie mięsiste grubaski:P ale miałam i sylikonowe mega cieniutkie i takie szczuplejsze wersje zwykłych szczoteczek:P trochę tego było:] dla mnie najważniejsze to żeby mi się nie kruszył,i nie robił pandy a ostatnio mam chyba pecha bo co kupie to dupa :P pod okiem czarno:P

      Delete
    3. Z mojego doświadczenia nie kruszą się zazwyczaj tusze jednak nieco droższe. Tusze tańsze (u mnie przynajmniej) mają to do siebie, że potrafią zrobić piękny efekt na oku, ale z trwałością już różnie... No ale to wiadomo, co kto lubi. Mnie te "mięsiste" grubaski akurat średnio przekonują ;)

      Delete
    4. u mnie to niestety nie reguła, Dior np kruszył się tragicznie. Nie wiem teraz staram się szukać takie nie testowane na zwierzętach i je próbować:) zobaczymy co z tego wyjdzie :)

      Delete
    5. Coś takiego, Dior się kruszył? Zastanawia mnie czy kruszenie się tuszu zależy od rzęs i oczu czy tylko od spostrzegawczości używającej ;)

      Delete
    6. no właśnie kruszył się:/ nie wiem właśnie od czego zależy, ale często kieruję się recenzjami i opiniami innych na temat tuszy i u innych się nie kruszy nie odbija a u mnie oczywiście tak:P pare razy miałam takie co kosztowały powyżej 100zł, ale stwierdzam, że to się nie opłaca. Efekty czasem średnie często też po dwóch miesiącach tusz był do niczego więc teraz dam za tusz max 60zł:p chyba mam wygórowane wymagania jeśli o to chodzi:P hehe

      Delete
    7. Masz rację, nie warto kupować kosmetyków powyżej 100zł jeśli się można nadziać w taki sposób. Staram się w miarę oscylować w granicach do 20 dolarów, a to nie jest majątek. No i wiernie szukam jakiś sensownych tuszy.

      Delete
  7. Świetna recenzja!:) Ciekawią mnie tusze Catrice, szczególnie "gigant", ale w kolejce stoją też te od essence i eveline - czuję, że wybór będzie trudny. I w ogóle straszliwie się cieszę, że wybór nietestowanej kolorówki jest tak duży!:)

    Kate

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo się cieszę, że się podoba notka :)Nietestowanych kosmetyków faktycznie jest coraz więcej i więcej, nawet się cieszę, że mam pewne ograniczenia wyboru kosmetyków, bo naprawdę można dostać oczopląsu po wejściu do drogerii :)

      Delete
  8. Mam Catrice L. to Kill i moja recenzja odbiegałaby od Twojej Linu: w poniedziałek ostatni wracałam do domu piechotą z centrum miasta i złapała mnie gigantyczna śnieżyca. Waliło mi w twarz i płatki osadziły mi się na rzęsach, aż mi ciążyły - całą paszczkę miałam mokrą i nic mi nie spłynęło! Może gdybym mocno zacisnęła oczy to tusz odbiłby się pod okiem. Nie lubię go dlatego, że rzęsy mam jakby potargane po umalowaniu. A nie kupię go ponownie, ponieważ jest dużo CF tuszy. Cium :*

    ReplyDelete
    Replies
    1. No popatrz jak czasami mogą się różnić opinie. Potargane rzęsy... hmm. No nie, tego efektu u siebie nie zauważyłam :) Buziak :*

      Delete
  9. świetna szczota tego zcatrice xxl i ubran decay. a tusze z essence testowane na zwirzątkach czy nie??

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie :) Essence jest bardzo otwarcie firmą przyjazną zwierzętom: http://www.essence.eu/us/usa/products/no-testing-on-animals.html

      Delete
  10. Przyznać się muszę,że jakoś nigdy nie zwracałam uwagi przy zakupie kosmetyków na to, czy były one testowane na zwierzętach czy nie.
    Jednak przeglądając Twojego bloga coś sobie uświadomiłam, od teraz ZAWSZE BĘDĘ SPRAWDZAŁA PRZY ZAKUPIE KOSMETYKÓW CZY BYŁY TESTOWANE NA ZWIERZĘTACH, jeśli tak to odpada :)
    Pozdrawiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nawet nie wiesz jak bardzo mnie takie komentarze cieszą. W razie jakichkolwiek problemów czy wątpliwości zawsze możesz się zwrócić do mnie albo przyłączyć się do naszego wątku na Wizaż.pl :) Pozdrawiam

      Delete
  11. Have you tried Physicians Formula Organic wear mascara?It's great,and very affordable too:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. I have! Honestly, it is a good mascara, but for some reason I decide to try what is out there. I will probably continue buying Organic Wear because I am slowly becoming tired of comparing other brands :D

      Delete
  12. Linusiaczek zapraszam Cię do zabawy :))

    http://szminka-po-lustrze.blogspot.com/2012/03/tag-siedem-grzechow-gownych.html

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję za zaproszenie, zaraz idę popatrzeć co my tam mamy :)

      Delete
  13. Te włoski w tuszu to chyba mają być ;) to takie mikrowłókna jakies, dzięki którym rzęsy się niesamowicie wydłużają :) wiem, że jakiś tusz Bourjois ma dokładnie tak samo.
    Chyba, że te włoski pojawiły się w trakcie używania...no to już inna sprawa.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Coś Ty, to miało być celowe? Ktoś tam chyba na głowę upadł jak nad tym myślał :D

      Delete
  14. This web site really has all the information and facts I wanted
    about this subject and didn't know who to ask.
    my page - cool articles about animals

    ReplyDelete

Zaglądasz? Podziel się opinią! :)

Serdecznie dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie uważnie czytam i zazwyczaj odpowiadam pod postem gdzie zostały zostawione. Jednocześnie proszę o niezostawianie komentarzy promująacych własnego bloga - naprawdę istnieją lepsze miejsca na reklamę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...