Wednesday, December 14, 2011

Metamorfoza w półtora miesiąca? Oczywiście! Czyli jak schudłam przez przypadek.

Idą święta, wraz z nimi Nowy Rok, a Nowy Rok pociąga za sobą postanowienia. No albo wyrzuty sumienia. Dziś chciałabym Wam trochę opowiedzieć o tym dlaczego w tym razem nie mam żadnych postanowień noworocznych.

Powód? Banalny. Tym razem naprawdę udało mi się osiągnąć w tym roku wystarczająco dużo, żeby nie musieć sobie niczego obiecywać na Nowy Rok. Zadziwiające, ale to wszystko udało mi się osiągnąć trochę tak jakby... przez przypadek. No to zaczynamy.

Po pierwsze mała historia o tym jak schudłam, po raz pierwszy w życiu, przez przypadek. A może nie tyle przez przypadek, co bez intencji schudnięcia a doprowadzenia mojego zdrowia do normalnego stanu. Tak się składa, że mam problemy zdrowotne, które postanowiłam nieco podreperować zdrową dietą. Bo nie wiem czy o tym mówiłam, ale mam cukrzycę. Cukrzyca i stresujący tryb życia nie idą zbyt dobrze w parze, a ponieważ miałam w tym semestrze dodatkowe obowiązki na uczelni, postanowiłam wziąć byka za rogi. Tym oto sposobem wpadła nam w rękę pierwsza książka z serii flat belly diet (nie ta co na zdjęciu, ale z tej serii). Mąż zobowiązał się gotować (dzięki Bogu, bo sama nie znoszę) 4 razy dziennie lekkie posiłki, postanowiliśmy zastosować się do rad w książce - m.in. codziennie chodzić na krótnie, półgodzinne spacery. Efekty diety przerosły moje najśmielsze oczekiwania.
Po pierwsze, cukry zrobiły się piękne, po prostu piękne. Po drugie, dieta była naprawdę pyszna. Przepisy są kolorowe i apetyczne, wciągnęliśmy w nią nawet innych członków rodziny. Wszyscy ją pokochali. Po trzecie, poprawił mi się stan paznokci i włosów a także generalna ilość energii i samopoczucie. Po czwarte - i tu nastąpił szok - schudliśmy z mężem w półtora miesiąca bez wysiłku, bez efektu jojo i bez stresu ok 6cm w pasie. W efekcie kupiliśmy z mężem 3 kolejne książki z tej serii z przepisami i wszystkie uwielbiamy.



Czego mnie ta dieta nauczyła?
- nie ma nic gorszego niż paranoja dietowa, stawianie sobie celów (tyle muszę schudnąć bo tak!), odmawiania sobie wszystkiego, rezygnowania z masła, ziemniaków czy pieczywa, bo tak trzeba i wcinania cięgle owoców i warzyw. Posiłki muszą być zrównoważone, ale sycące, inaczej prędzej czy później każdy się zniechęci

- odchudzanie ruchem? świetnie, jeśli ktoś ma czas. Ja nie mam. Przepisany w książce ruch - pół godziny spaceru, ale codziennie i lekkie ćwiczenia na mięśnie ok 10 min 3 razy w tygodniu zrobiły więcej niż moje poprzednie wygłupy z zamęczaniem się ruchem

- nie zapominajcie o orzechach, pestkach, słoneczniku, oleju sojowym, oliwie z oliwek, tłuszczu z avocado i gorzkiej czekolady. Tłuszcz jest niezbędny, żeby nie czuć się głodnym, ale to oczywiście zależy od tłuszczu. 2 łyżki słonecznika do potraw wybogacą ich smak i zapewnią brak wilczego głodu między posiłkami. Trochę czekolady do posiłku sprawi, że nie będziemy łaknąć namolnie słodyczy i wcinać ich po zakończeniu diety. A oliwa z oliwek jest świetna do podmażenia niektórych potraw.

- posiłki powinny mieć ok 400 - 450 kcal (nic dziwnego, że nigdy nie wytrzymałam na diecie jak moje miały 200 kcal!), jedzone nie rzadziej niż co 3-4h i powinno być ich 4. Wraz z ruchem nie ma szans nie schudnąć.

- Na diecie o diecie nie powinno się myśleć. Schudnięcie powinno być efektem przejścia na zdrowy tryb życia, nie kolejne morderczego planu. Ja nawet nie miałam w domu lustra, o tym, że schudłam tak wiele dowiedziałam się dopiero z reakcji otoczenia

- jedzenie powinno być zróżnicowane, ciekawe, kolorowe, sprawiające radość. Pokochałam miłością płomienną afrykańską zupę orzechową i makaron z kabaczkami ( a ponoć ich nie lubię?), a także deser czekoladowo ' czereśniowy w tortilli. To wszystko na diecie! Na diecie jedliśmy też potrawy chińskie, indyjskie, japońskie, afrykańskie tylko oczywiście odpowiednio zmodyfikowane. Dieta może być zmodyfikowana odpowiednio dla wegetarian, myślę, że nawet dla wegan.

To był mój krok 1 do metamorfozy. Teraz krok 2.

Zachęcona zmianą w mojej sylwetce i pozytywnymi reakcjami postanowiłam zapuścić wreszcie paznokcie. Wiem wiem, że nie są idealne, ale nie od razu Kraków zbudowano :)
Efekty zapuszczana po ok. 2 miesiącach:





Pierwszy raz w życiu pomalowałam też paznokcie na bordowy kolor! (ale o tym nie w tej notce)

Krok 3: makijaż

Popracowałam nieco nad makijażem. Być może wkrótce pokażę Wam nawet pierwsze efekty. Przyjrzałam się co mi pasuje a co nie. Pokombinowałam z eyelinerem, kredką, kreskami, cieniami, różami. No ale o tym dokładnie później.

Krok 4:

Na fali tych wszystkich zmian zafarbowałam też włosy, pilnując, żeby przy tym o nie dbać odżywkami i olejkami (farba, której użyłam to nietestowany na zwierzętach Revlon).

Któregoś dnia przyszłam do pracy (po kilku dniach przerwy) i dostałam TONę komplementów. Naprawdę, masę. Jak nie komentarz, to zaciekawione spojrzenie. Było warto? Było. Tym bardziej, że nie było to ani trudne, ani nawet specjalnie zaplanowane. Ot tak, samo wyszło. Przyszło wraz ze zmianą nastawienia do samej siebie, niezajadania smutków i cieszenia się życiem.

15 comments:

  1. Fantastycznie się czytało ten post, gratuluję!

    ReplyDelete
  2. nic, tylko gratulować. Ja rok wstecz pod okiem dietetyka doprowadziłam się do stanu używalności, z jakiej byłam zadowolona :) teraz troszkę odpuściłam, ale wracam, wracam bo tamta ja podobała mi się bardziej ;)

    ReplyDelete
  3. Bardzo się cieszę. Chciałam nieco zainspirować Dzeiwczyny do tego, żeby przestały się zamęczać dietami i wyrzutami sumienia, a zaczęły się delektować jedzeniem i po prostu jeść w bardziej przemyślany i zaplanowany sposób. Mam nadzieję, że komuś się moje doświadczenia przydadzą :)

    ReplyDelete
  4. Obsession, dietetyk to też bardzo mądre rozwiązanie, ale jakoś nigdy nie udało mi się do żadnego dotrzeć, mimo że próbowałam. No i nie wiem jak to cenowo wypada... drogo?

    ReplyDelete
  5. Podziwiam. Ja jakoś nie mam wciąż na tyle zapału, żeby się odchudzic. Już, już byłam blisko jak odchowałam córkę i ... znowu ciąża i się odwlekło :( Po urodzeniu syna poszłam natomiast do stylistki na tzw. metamorfozę wizerunku i to było to ;)

    ReplyDelete
  6. Wiesz krzyklo, nie bardzo jest co podziwiać, bo to i tak wyszło przez przypadek. Nie zaplanowałam, nie próbowałam, nawet nie gotowałam. No i fakt jest też taki, że my z mężem nie mamy dzieci, jakoś na razie nie chcemy, w związku z tym mamy czas dbać o siebie. Natomiat do stylistki to bym się zdecydowanie wybrała, przy dopływie gotówki na pewno to zrobię :)

    ReplyDelete
  7. świetne wnioski! ja wiele z nich odkryłam, gdy kilka lat temu zaczęłam się odchudzać i schudłam (i to z tonę! ;]) moja dieta była co prawda okrojona kalorycznie i przepełniona ćwiczeniami (ech, szóstka weidera ;]) ale mimo, że jadłam 1000kcal ;] to nie odmawiałam sobie węglowodanów, słodyczy ani niczego, na co miałam ochotę. nie była idealna (1000kcal zjeść i 1000 spalić to trochę dużo dla organizmu) ale pokazała, że faktycznie nie trzeba sobie na diecie odmawiać :)

    gratuluję! :)

    ReplyDelete
  8. Gratuluję :)
    Co do diety to zgadzam się w zupełności :) Ja uwielbiam south beach, bo właśnie jest nowym sposobem żywienia a nie ktorżniczym planem chudnięcia i ogólnie pasuje do Twojego opisu. Ale zaciekawiłaś mnie tą książką, bo przydałoby mi się trochę nowych inspiracji kuchennych :D

    ReplyDelete
  9. bardzo, bardzo mi się podoba ten post! ja też jestem w trakcie rewolucji żywieniowej (nie odchudzam się, ale staram się zdrowo odżywiać) - i uwielbiam czytać, jak robią to inni :)
    Na pewno parę rzeczy od Ciebie podpatrzę, lecę szukać tych książek na ebayu ;)
    A może jeszcze jakieś z przepisami byś poleciła? :)

    ReplyDelete
  10. Przydałaby mi się taka książka... :). A paznokcie bardzo ładne, moje nawet zapuszczone przypominają ogryzki

    ReplyDelete
  11. gratuluje efektów!!

    bra

    ReplyDelete
  12. Kochani, bardzo dziękuję za liczny odzew! Cieszę się, że post się podobał.

    Zoilo, dzięki śliczne za skomplementowanie moich paznokci, bardzo mi miło się zrobiło :*

    Pralus, gratuluję wytrwałości, ale podziwiam, że Ci się chciało :D

    Kotwilko, pomyślę nad książkami wartymi polecenia, w tym momencie wpadają mi do głowy 3 interesujące pozycje z przepisami, jedna do kuchni japońskiej, druga do kuchni z całego świata (hinduska, afrykańska, amerykańska, włoska, francuska itp.), jedna po prostu niskotłuszczowa i jeszcze jedna z tej samej serii, z której dietę stosowałam. Poszperam dokładnie w domu i porobię zdjęcia - ale to może potrwać jakiś czas, bo właśnie się przeprowadzam i książki są gdzieś w pudłach popakowane ;)

    Greatdee, nie znam tej diety, ale z opisu rzeczywiście wydaje się mieć wiele wspólnego z moją filozofią odżywiania. Zdrowe, zbilansowane jedzenie górą :)

    ReplyDelete
  13. Super, czekam na szczegóły :)
    Zostałaś otagowana, zapraszam do zabawy :)
    http://kotwilka.blogspot.com/2011/12/otagowana-swiatecznie.html

    ReplyDelete
  14. Wlasnie zamowilam dwie ksiazki z tej serii :P po swietach zaczne wprowadzac ja w zycie :D Pozdrawiam ;*

    ReplyDelete
  15. świetnie, podziel się wrażeniami jak znajdziesz chwilkę, jestem bardzo ciekawa co inni myślą o tej diecie! :) Również pozdrawiam.

    ReplyDelete

Zaglądasz? Podziel się opinią! :)

Serdecznie dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie uważnie czytam i zazwyczaj odpowiadam pod postem gdzie zostały zostawione. Jednocześnie proszę o niezostawianie komentarzy promująacych własnego bloga - naprawdę istnieją lepsze miejsca na reklamę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...