Friday, November 4, 2011

Wyprzedaż a sprawa polska ;)

Sezon choróbsk rozpoczęty, zaniedbałam bloga ponieważ od tygodnia cierpię katusze z powodu zapalenia oskrzeli (chociaż do roboty musze pomykać, a jakże)oraz paskudnym wysypem opryszczki. Do tego wszystkiego tona leków.Sick In Bed

Dzisiejsza notka w stylu pogadankowym na wesoło, czyli pod lupę pójdzie moja przyjaźń z wyprzedażami.



Jeśli chodzi o Wasz entuzjazm dotyczący tuszy do rzęs, to bardzo mnie on ucieszył. dajcie mi tylko odrobinę czasu na odpowiednie światło i porobienie notek oraz trochę czasu na wypróbowanie i porównanie wszystkiego, co mi wpadło w łapki. Jak na razie mam już jeden tusz, który wybiega bardzo naprzód i kilka, które go gonią ;)

Dziś chciałam napomknąć słówko o tym jak to się właściwie stało, że stałam się taką fanką kosmetyków cruelty - free i wyprzedaży. Bo wbrew temu co się wydaje to miało swoją głębszą przyczynę i zaczęło się moją dość nieoczekiwaną przeprowadzką do USA. Dla wszystkich, którzy nie znają szalonej historii mojego życia z mojego drugiego bloga - przeklejam moją notkę tu :)

W sumie jak patrzę wstecz na moje pierwsze miesiące w Stanach to widzę teraz, że były pewne znaki na niebie i ziemi wskazujące, że moja nudna i monotonna egzystencja bez pomysłu na siebie i wegetowania zmieni się w pełną przygód, odkrywania życia na nowo i wesołych spostrzeżeń drogę przez życie. Ta znaki były, ale jakoś, w nadmiarze wrażeń, umknęły mojej czujności.

Tak sobie myślę o dniu, w którym teściowa dowiedziała się, że w istocie jej syn chce wziąć ślub, nota bene ze mną, czyli osobą, którą teściowa znała... no, powiedzmy, jak dobrze patrzeć z miesiąc. Pomijając fakt, że mogła mieć poważne zastrzeżenia, że jej syn nie zna mnie zbyt dobrze, ale teściowa była po prostu rozentuzjamowana i, że tak powiem - ufająca wyborom syna. Patrząc na mnie zapytała kiedy ten ślub chcemy.
- W tym miesiącu, w następnym? - w tym momencie ja, zakrztuszając się herbatą, wybałuszyłam tylko głupio oczy. Bo to, że miałabym brać ślub miesiąc po zaręczynach nie przyszlo mi do głowy w najdzikszych nawet snach. Ale to jeszcze nic w porównaniu do tego co przeszło przez moją głowę kiedy usłyszałam głos mojego świeżo upieczonego narzeczonego. A wiesz Mamo, że to jest świetny pomysł i, odwracając się do mnie - co myślisz, Linko?

Tym oto sposobem, po półtora miesiąca w Stanach, kiedy miałam tylko odwiedzić rodzinę mojego chłopaka, którego spotkałam studiując za granicą, wykonałam telefon, który na zawsze odmienił moje życie. Celowo wybrałam środek nocy w domu, co by rodzina nie była zbyt trzeźwo myśląca i nie zorientowała się o co tak naprawdę chodzi.
Dzyń, dzyyyyń...
- Taaaaaak? - usłyszałam w słuchawce zaspany głos Mamy.
- Mamo? Przepraszam, że dzwonię o tej porze, ale muszę Ci coś powiedzieć. Ja.... nie wracam do domu za 1,5 miesiąca.... Znaczy ja... w ogóle nie wracam. Zaręczyłam się.


Jaki z tego morał? Ano taki, że przeprowadzki się nie spodziewałam ani na nią nie liczyłam ani w ogóle nie byłam na nią przygotowana ;) Ponieważ nie byłam na nią przygotowana, nie miałam też za wiele do roboty... a ponieważ nie miałam za wiele do roboty, nie czułam się zbyt dobrze. Początki emigracji nigdy nie są łatwe, a pokonanie szoku kulturowego zabiera nieco czasu. Dlatego też wszystko mi się na początku nie podobało i na wszystko narzekałam.

Któregoś pięknego dnia wstałam jak zwykle w złym humorze i powiedziałam sobie: dobra, dosyć. Pora zacząć znajdować dobre strony emigracji. Od czegoś trzeba zacząć. No więc postanowiłam znaleźć coś, co powodowałoby u mnie napady euforii i zadowolenia. Najprostsza rzecz? Zakupy. Skoro tyle osób chciałoby mieć możliwość robienia zakupów w Stanach to coś w tym musi być, prawda?




Po przyjrzeniu się generalnie sklepom w USA - a przecież ja o tych sklepach nie wiedziałam NIC! Ani gdzie kupuje się co ani w jakich cenach ani co warto ani czego nie warto - odkryłam, że promocje są integralną częścią życia w Stanach. Ogromne promocje (w stylu do 80% obniżki) zdarzają się w mniej więcej 2 razy w roku, ale na regularne obniżki można natknąć się zawsze i wszędzie - np z powodu usuwania starej kolekcji bądź robienia miejsca na nowe kosmetyki. Poza tym istnieją specjalne sieciówki - outlety takie jak TJ Maxx, Ross, Stein Markt i inne, których jedynym sensem istnienia jest sprzedawanie przecenionych rzeczy.


Po rozmowie z kilkoma kobitkami w pracy skierowałam moje kroki skierowałam do sklepu TJ Maxx, który jeszcze wtedy chyba nie wszedł jeszcze do Polski (swoją droga jako TK Maxx). Już po pierwszej wizycie zaświeciły mi się oczy. Pomijając ciuchy i inne tego typu gadżety, ich kącik z kosmetykami pełen był kosmetyków naturalnych nietestowanych na zwierzętach i to w sensownych cenach. Na dodatek takich, o których nigdy w życiu nie słyszałam, a które zapowiadały się bardzo ciekawie. Nic tylko wybierać, przebierać i wypróbowywać nowe rzeczy.



Tym oto sposobem rozpoczęłam mój długotrwały romans kosmetyczno - wizażowy, który także otworzył mi oczy na kwestie makijażu (niezbyt przeze mnie dotychczas wcielaną w życie) oraz codziennej pielęgnacji. Strzałem w 10 okazało się też odkrycie podforum minerałkowego - kocham minerały :) Zasubskrybowałam też sporo kanałów na YT i zaczęłam szkolić się w makijażu. Po jakimś czasie wpadłam też na myśl, że skoro tyle czasu spędziłam szukając informacji o testowaniu kosmetyków na zwierzętach i sprawdzaniu każdej nowo odkrytej firmy, może przydało by się założyć bloga i podzielić się obserwacjami z Dziewczynami które rozpoczynają swoją przygodę z tym tematem. Resztę już znacie :)

Lipstick Kisses

To jest więc historia mojego romansu z wyprzedażami. Macie też swoją historię czy to po prostu jakoś samo tak wyszlo? :)

6 comments:

  1. Świetna historia. Mnie, jak patrzę na ceny kosmetyków naturalnych w Polsce, robi się słabo. Poza tym szału z wyborem też nie ma.

    ReplyDelete
  2. Ojej, jak mi się miło na serduchu zrobiło jak przeczytałam ten tekst :) Twoja Teściowa rulez ;) Próbuję sobie przypomnieć, od kiedy uwielbiam wyprzedaże i chyba mam to po prostu we krwi - od zawsze ;)

    Życzę Ci dużo zdrowia!! :*

    ReplyDelete
  3. Dzięki Dziewczyny :* Bardzo miłe te Wasze komenatrze. A ceny kosmetyków w całej Europie przyprawiaja mnie o palpitacje serca. Np. w Autrii ceny wszystkich kosmetyków są po prostu astronomiczne, o naturalnych nawet nie wspominając :>

    ReplyDelete
  4. Świetny blog:)
    Zapraszam do mojego:D

    ReplyDelete
  5. Podzielam Twoja miłość do TK Maxx :D

    ReplyDelete
  6. Och, ten TJ/TK Maxx... nie da się przejść obok niego obojętnie ;)

    ReplyDelete

Zaglądasz? Podziel się opinią! :)

Serdecznie dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie uważnie czytam i zazwyczaj odpowiadam pod postem gdzie zostały zostawione. Jednocześnie proszę o niezostawianie komentarzy promująacych własnego bloga - naprawdę istnieją lepsze miejsca na reklamę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...